Rano ciągle kropi, postanawiam jednak zbierać się i jakby dla mnie- deszczyk ustaje. Startuję o 8,45. Po pięćdziesięciu minutach mijam plan TVN-u – „Projekt Plaża” – dzisiaj pusty. Dalej robiący wrażenie nowy stadion narodowy, gdzie dwa lata temu naliczyłem 17 dźwigów, teraz stoi wielki namiot cyrkowy (takie moje skojarzenie). Jeszcze w Warszawie na 513 km zabudowa „Nowe Powiśle”, wszystko to za mną, meta o 17 na 581 km. Czyli dziś 77 km. Namiot rozbijam kawałeczek za Czerwińskiem pod wysoką skarpą której ściana oddalona jest od brzegu rzeki ledwo 5 metrów. Ładne miejsce, ale zaraz po zadomowieniu się zaczyna się burza z bardzo ulewnym deszczem i grzmotami. Nie trwa długo, namiot wytrzymuje, ale 20 m. dalej z dróżki prowadzącej na górę skarpy zaczyna spływać coraz większy potok górski wprost na pozostawiony na jego trasie kajak. Zdążyłem go podsunąć w stronę namiotu tuż przed kulminacyjną falą , która z pewnością zepchnęłaby go do Wisły. Po chwili przerwy znowu zaczęło lać na szczęście znowu przelotnie i zanikający już potoczek znowu zaczął przemieniać się w rwący potok. Te opady i burza działy się praktycznie bez wyczuwalnego wiatru, ten zaczyna o sobie przypominać już przed zmrokiem. Rzeka zaczyna falować, dobrze że ja już biwakuję, może ten wiatr do jutra rozwieje czarne chmury?...