Drugi dzień na wodzie zacząłem kwadrans przed ósmą, by po dwudziestu minutach minąć ujście Dunajca. Powoli chmury, które zakrywały niebo od rana, zaczęły ukazywać błękit nieba i dzięki temu kilometry płynęły ze mną dość sprawnie. Minąłem ujście Nidy. Widziałem parkę czarnych bocianów i gościa stojącego w rzece z wodą sięgającą prawie po pachy i łowiącego rybki. Po piętnastej minąłem ujście Czarnej Staszowskiej, a od tego momentu na horyzoncie coraz bardziej widoczny jest nowy most, za którym znajdują się budynki połanieckiej elektrowni. W tym roku jaz spiętrzał wodę na dosyć wysokim poziomie i przenoszenie kajaka było nieuniknione. Na moje szczęście, tuż przed jazem siedziało sobie dwóch wędkarzy, którzy dosyć chętnie pomogli mi przenieść mój dobytek, na dystansie około stu metrów. Od tej chwili byłem już spokojniejszy, zastanawiając się jedynie jak to będzie w Kozienicach, gdzie szlak Wisły został zamknięty, a rzeka zagrodzona larsenami .(tak wyczytałem w internecie). Mam jednak jeszcze trochę kilometrów do kozienickiej elektrowni , trzeba je dzielnie pokonywać :-) . W dniu dzisiejszym płynę do 19,45 robiąc biwak na kawałku piasku po tablicą kilometrażową z liczbą 258. Przepłynąłem według Endomondo 105,7 km,choć według kilometrażu szlaku rzeki, za mną równa stówka. Jestem trzy kilometry za Tarnobrzegiem.