Troszkę muszę zaczekać na śluzowanie, bo akurat ktoś jest w środku. Wypływa jacht, wpływam ja. Pan śluzowy mówi że chwilę zaczekamy bo ktoś płynie od strony Gdańska. Po dziesięciu minutach wrota się jednak zamykają, pan spuszcza na lince puszkę - skarbonkę celem uiszczenia opłaty za śluzowanie i jestem opuszczany trzydzieści cm. poniżej poziomu Wisły. Teraz Szkarpawa, a po przepłynięciu nią pięciu kilometrów jestem najbliżej morza. W linii prostej ledwo 4,5 km. Nie skręcam, nie mam jak, za to rowerzystka - jak najbardziej, jedzie na króciutką wycieczkę do Mikoszewa, po czym spotykamy się w Rybinie. Tam miałem zdecydować, czy płynąć Wisłą Królewiecką na Zalew Wiślany do Kątów Rybackich i ewentualnie do Krynicy Morskiej, czy jak zwykle na Nogat. Wiatr pomógł podjąć decyzję. Płynę jak zwykle na Nogat i Kanał Jagielloński. Dopływając do Rybiny mijałem zawsze obrotowy most kolejowy, który chyba od lat nie był używany a teraz po moście przejechał pociąg - wąskotorówka. Szok, ale pozytywny szok :-).Coś się dzieje pozytywnego. Do Nogatu dopływam tuż po siedemnastej, i dostaję wreszcie wiatr w plecy. Dobrze się składa bo pamiętałem że do Kanału Jagiellońskiego mam osiem kilometrów, a pamięć ludzka zawodną jest i w rzeczywistości tych kilometrów jest blisko 11. Dzięki plecowym podmuchom o 18,30 wpływam w kanał, wypływając z niego godzinę później. Jest Elbląg- rzeka i miasto. Nim jeszcze kwadrans i jesteśmy na znajomej gościnnej przystani w której dzisiaj przenocujemy. Dzisiejsza trasa nas wymęczyła. Kajak 75 km. Rower 100 uff. Idziemy jednak na szybki wieczorny spacerek i po zmroku wracamy na nocleg. Jutro pochylnie.