Startujemy o 8.30. Ładny dzionek. Do Iławy ponad 10 km. a po wypłynięciu z zatoki Widłągi nawet wiatr dmucha lekko w plecy.Płynę leniwie mijając po prawej stronie Ośrodek Wczasowy TVP w Sarnówku i doganiając mały jacht płynący na żaglu wolniej niż ja. Jego dwuosobowa załoga zaprasza mnie na kawę, ale nie korzystam z zaproszenia poprzestając na kwadransie miłej rozmowy. Żeglarze bowiem okazują się również kajakarzami z Bytowa z którymi mam kilku wspólnych znajomych. Muszę jednak ruszyć swoim tempem bo w planie na dzisiaj trudny do przewidzenia odcinek płynięcia. Najpierw skręcam w prawo zostawiając po lewej stronie największą śródlądową wyspę Europy - Wielką Żuławę, płynięcie obok której ciągnie się przez prawie trzy kilometry. Nie wpływam na Mały Jeziorak na którym byłem ostatnio trzy lata temu, przy okazji startu w jesiennym maratonie kajakowym po Jezioraku. Płynę prosto na wypływ Iławki.Tam żona pomaga mi obnieść kajak obok (podobno) zabytkowego jazu i na godzinę 14 umawiamy się przy zastawce obok stawów hodowlanych i małej Elektrowni Wodnej. Na jeziorze Iławskim opływam małą wyspę i o umówionej godzinie i miejscu spotykam się z żoną. Tam znowu przenoska,a za nią bardzo niska woda :-(. Na szczęście miły pan z MEW odkręca kurek i wody już jest 20 cm. więcej. Płynę powoli, wysiadam na kamienistych bystrzach by nie pokaleczyć kajaka. Ten i tak już jest ciut lżejszy bo na przenosce oddałem rowerzystce troszeczkę balastu :-) ). Po kilku kilometrach doganiam na tej mało przyjaznej wodzie parkę młodych miłych ludzi na kajaku. Chwila rozmowy i już jestem przed nimi. W tym momencie nie byli zbytnio zadowoleni z dotychczasowych walorów Iławki, ale z każdą chwilą rzeczka zaczęła naprawdę się podobać. I mnie i im. Gdy wpłynąłem w Drwęcę wiedziałem już że za kilkadziesiąt metrów kończę płynięcie. Biwaczek na którym przy okazji pływania "Pętli" nocowałem najczęściej dzisiaj pusty. Jest nawet drzewo na ogień, a nad głową zaczynają krążyć ciemne chmury i słychać burzowe grzmienie. Rozbijam szybko namiot i czekam na żonę z dostawą niezbędnych na ognisko składników. (Kiełbaska + zimne piwko). Po chwili słyszę okrzyki radości. Wiem. Poznani jakiś czas wcześniej młodzi ludzie pokonali właśnie Iławkę. Chwilę przystają przy moim biwaku, wymieniamy się wrażeniami i odpływają pokąsani przez wściekłe gzy. Muszą dopłynąć do pobliskiego mostu gdzie odbierze ich wypożyczacz kajaków. W międzyczasie dojeżdża nasz ogniskowy transport, składam zatem pierwszy na tym wyjeździe ogień. Burza odchodzi gdzieś w dal nie dokuczając nam w żaden sposób. Gdy już jesteśmy pojedzeni i powoli usadawiamy się w namiocie , a ogniska już dogasa blask, znowu dochodzą nas jakieś dziwne okrzyki. Już jest prawie całkiem ciemno. Słyszymy jedynie , że nie będziemy samotni tej nocy. :-) Rano dowiadujemy się że ojciec z dosyć młodym synkiem również przepłynęli Iławkę. Od Iławy. Gratulacje :-) Dla mnie to był najkrótszy etap - 31,5 kilometra.