Dzisiejsze płynięcie zacząłem przed 8:00 by w Łabiszynie prześluzować się pół godziny później. Idę do sklepu, wreszcie coś zimnego w ustach. Przed wpół do 10:00 ruszam w dalszą drogę. 116 kilometrów pod górkę do Warty. Jest ciężko, upał najwyższy od początku wyprawy. Podobno ponad 40 stopni C., kiedy dopłynąłem do Kruszwicy była 20:00 a na jednym z wyświetlaczy wyświetlało się 33 stopnie ciepła. Straszny upał, żar i mozolne płynięcie. W Inowrocławiu Mątwach na brzegu , który zawsze wspominam z niedowierzaniem, jak z wysokiego murku w środku nocy mogłem się zwodować kiedyś moim starym hartungiem z bagażem, w tej chwili zbudowana jest taka a`la przystań, z łagodnym zejściem po schodkach do wody. Czyżby moja zasługa (ha, ha) ? Dalej nie czynny wojskowy most kolejowy. Z daleka widzę na nim kilku młodych ludzi. Nie wiem co się dzieje. Po zbliżeniu się do mostu wyjaśnia się, na moście około sześciu młodych mężczyzn, z tego dwóch z napisem Policja na plecach, a z mostu wisi nieruchomo ciało młodego chłopaka wiszącego za szyję. Masakryczny widok. O nic nie pytam i pytany nie jestem. Płynę dalej nie mogąc wyjść z ze stanu niedowierzania w to co widziałem. Po chwili słyszę dźwięki policyjnych syren, a po kilkunastu minutach zza zakrętu kanału z przeciwka, wypływa na sygnałach świetlnych strażacka motorówka. Nie oglądając się płynę w kierunku Kruszwicy. Wpływam na Gopło, na którym treningi wioślarsko, kajakarskie trwają jeszcze w najlepsze. Ja kończę na pięćsetnym metrze dwu kilometrowego toru kajakowego. Jest dwudziesta pierwsza. Pamiętałem to miejsce jako dość fajne, ale to było kilkanaście lat temu, teraz nieco zarosło, biorę się za rozbicie namiotu a tu odwiedziny dwóch gostków z dziećmi. Na szczęście przyjechali się tylko wykąpać i szybko się stracili. Pojawiła się za to dosyć nagle burza, przy której wiatr próbował poskładać mój namiocik. Był jeden bliski błysk i grzmot, dziesięciominutowa ulewa i przejście burzy gdzieś dalej. Ufff. Na szczęście już nie wróciła.