Tam krótki spacer po rynku i odjazd do hotelu oddalonego o osiem przecznic. Z zewnątrz prezentuje się świetnie, niczym super rezydencja. Wewnątrz już tak świetnie nie jest, choć określa się mianem cztero gwiazdkowca. Kolacja składająca się z dziwnej zupy, i mało rozpoznawalnego drugiego dania (dziesięć frytek i kawałek mięsa drobiowego). Wyskakujemy jeszcze do pobliskiego sklepiku i niestety na nocleg. Niestety ponieważ część grupy idzie zobaczyć Meridę, która jest stolicą Jukatanu by zobaczyć jak prezentuje się ona po zmroku. Ja padam dziś na twarz. Skumulowała się zmiana czasu i całodzienny objazd. Szybko zasypiam i śpię aż do trzeciej rano ;-), a do szóstej o której zaplanowano pobudkę już tylko lekka drzemka. Ach ten jet lag :-)