Do San Cristóbal de Las Casas - miasta położonego w centralnej części stanu Chiapas, kulturalnej stolicy stanu i jednego z najpiękniejszych miast Meksyku, przez meksykańskie ministerstwo turystyki nazywane „Magiczna Wieś” dojechaliśmy o dziewiętnastej. Okrężną drogą siedem godzin, ale po drodze były dwie przerwy w przydrożnych jadłodajniach. W mieście wąskie uliczki na których nasz autobus ma nie małe trudności z przemieszczaniem. Pod hotelem w ogóle nie daje się zaparkować. Wysiadamy na następnej przecznicy, a nasze bagaże jadą do hotelu bagażówką :-). Hotel z zewnątrz nie sprawia wrażenia tak wielkiego, jakim okazuje się po przekroczeniu jego progów. Pokoje na dwóch piętrach usytuowane są na dużym kwadracie z dużym placem pośrodku . Nie ma okien na zewnątrz, jest tylko okno na wewnętrzny taki jakby ganek. Klimatycznie i dla mnie ciekawie i fajnie. Po szybkim zakwaterowaniu jeszcze przed kolacją umówioną na dwudziestą pierwszą idziemy na szybki grupowy spacer do pobliskiego centrum miasta. Oczywiście już po zmroku, ale klimat wąskich gwarnych uliczek z dużą ilością sklepików i barów daje przyjemność ze spaceru, a wręcz żal że ten jest zbyt krótki. Dlatego też po kolacji idziemy jeszcze raz na krótki spacer. Jest już prawie dwudziesta druga i ulice opustoszały , dlatego nie wypuszczamy się zbyt daleko od hotelu wracając do niego już o 22,30. Ciekawostką jest to że w dotychczas odwiedzanych hotelach korzystaliśmy z klimatyzacji, podczas dzisiejszego noclegu w pokoju klimatyzacji brak, jest za to piecyk elektryczny i to z niego musimy skorzystać. Głównie by podsuszyć ciuchy pamiętające odwiedziny wodospadu, a na zewnątrz ledwo 15 st.C. :-) . Nie powinno to jednak dziwić gdyż miasto położone jest w górach, na wysokości 2100 m n.p.m.