Gdy już wszyscy obiedli się tym co zamawiali lub nie zamawiali ;-) , o piętnastej ruszamy w dłuuuugą drogę w kierunku Tehuantepec. Wróciły upały więc klimatyzowany autokar to wybawienie ;-) Za oknami góry. Dystans do pokonania to 300 kilometrów dlatego będzie jedna przerwa. W prawdziwej włoskiej kawiarni. Po niej dalsza jazda. Dość szybko za górami zachodzi słonko i zapada zmrok, a my oglądamy animowany film o meksykańskich tradycjach związanych ze świętem zmarłych pt. Coco. Przyjemny film o tradycji, miłości i rodzinie. Zapatrzeni w ekrany prawie nie zauważamy że nasz autokar zatrzymuje się gdzieś na polnej drodze – objeździe remontowanego odcinka drogi głównej, który dla takiego gabarytu jak nasz, okazuje się nie przejezdny. Zaczyna się jazda na wstecznym na dystansie minimum dwóch kilometrów. Mamy dobrego kierowcę dlatego udaje się powrócić na właściwy szlak i drogę która finalnie doprowadzi nas do hotelu w Tehuantepec. Udaje się to o 21,30. Szybka kolacja i nocleg ponieważ jutro dzień mamy zacząć już o 4,30 :-(