Wypływam o 5,30. Niebo zachmurzone a temperatura 12 st. C. Brrr. Pół godzinki i jestem już za mostem siekierkowskim. Obserwuję budzącą się do życia Stolicę. Wcześnie się budzącą. O 6,30 pod mostem łazienkowskim mijam wioślarską ósemkę ze sterniczką płynącą w górę rzeki. Dalej pomiędzy mostem Świętokrzyskim a Śląsko Dąbrowskim powstaje nowy most pieszo rowerowy który połączyć ma centrum Warszawy z Pragą. Warszawską Pragą ;-). Mijam wszystkie stołeczne mosty, kanał Żerański i śmigających obok mnie motorówką pracowników wodociągów, którzy pływają to w tę to w drugą stronę. Wypogadza się dzięki czemu przed południem jestem przy ujściu Narwi, Obserwuję lądujące co jakiś czas na Modlińskim lotnisku samoloty. A skoro lądują lecąc mi naprzeciw, to znaczy że mam wiatr w plecy. Dziś słabiutki, nie odczuwalny ale jednak :-). O piętnastej dopływam do Czerwińska nad Wisłą gdzie robię szybkie i jedyne zakupy na całej trasie tegorocznej wycieczki. Brakło mi chleba :-). Po półgodzinnej przerwie ruszam dalej z planem by jak najdalej. Są orły, czarny bocian , coraz więcej prowadzących mnie właściwym szlakiem bojek nawigacyjnych. Mijam byczą wyspę i kończę po dwudziestej w okolicy 621 kilometra czyli za mną dziś 119 kilometrów. Nieźle .Pojawia się nadzieja na dogonienie planu jutro :-). Nocuję na wyspie którą bez przesady nazwać można (za przeproszeniem) „wyspą posraną”. Metraż nadający się do zamieszkania na tej wyspie to przestrzeń na jakieś trzy, cztery moje namioty, w miarę równo jest jedynie pod jeden namiot. Wcześniej muszę jednak odgarnąć łabędzie kupy, które bardzo gęsto zasłaniają potrzebną mi do przenocowania przestrzeń. Nie wiedziałem że łabędzie są takimi posrańcami ;-). Lepszego wyboru dziś jednak już nie miałem. Do włocławskiej śluzy jakieś 54 km. a najświeższe wiadomości z niej mówią, że jeśli ubędzie jeszcze trzy centymetry z poziomu Wisły śluza zostanie zamknięta. Słaba wiadomość. Dobranoc...