Dzień 7
Nocka minęła spokojnie, ale rankiem jakaś nie wyjaśniona zagadka kryminalna ;-). Pod tropikiem naszego malutkiego namiotu, jak co noc pozostawione mięliśmy dzienne obuwie. To były moje sandały i klapki żony. Po przebudzeniu brakowało jednego klapka. Ani śladu przy namiocie ani w promieniu kilkunastu metrów. Ciekawostka :-). Zniesmaczeni tą zagadkową sytuacją odjeżdżamy pod znajomą od wczoraj wiatę na śniadanko.Po nim ruszamy na dzisiejszy etap w którym po piętnastu kilometrach jesteśmy już pod latarnią morską w Kołobrzegu. Chwilę pokręciliśmy się po najbliższej okolicy i dalej w drogę. Zapowiada się kolejny gorący dzień, ale ścieżka przez Kołobrzeg jest w większości w cieniu. Park, drzewka nadmorska promenada. Ładnie. W Sianożętach przerwa na lodzika w rozmiarze XXL. Ogromny ale dałem radę :-). Dalej trasa cały czas w pobliżu morza i na czterdziestym kilometrze kolejna dziś latarnia. Ta w Gąskach. Jeszcze dziesięć kilometrów i jest Mielno. Pora na obiadek i zakupy bo gorąc nie odpuszcza. Dalsza trasa prowadzi wzdłuż jeziora Jamno za którym następuje odbicie na południe. Na krańcu jeziora przystań kajakowa w Osiekach. Ładne miejsce i mocno oblężone przez różnych odwiedzających. W tym miłośników kajakarstwa. Jest tutaj tablica z proponowanym szlakiem kajakowym. Miło. Chwila przerwy i pedałujemy dalej wzdłuż głównej drogi, drogą główną i drogą która się kończy bo jest cała rozkopana. Remont. Na szczęście to krótka droga, jakieś 200 metrów. Dalej już ok. Koło osiemnastej dojeżdżamy do Dębek. Nad jeziorem szykuje się jakaś otwarta impreza. Mnóstwo ludzi. Jedziemy dalej jakby nazad – na zachód, tylko drogą oddzielającą Bałtyk od jeziora Bukowo. Pamiętałem że droga do kanału była kiedyś zamknięta dla ruchu samochodowego, dlatego postanowiliśmy do niego dojechać by znaleźć gdzieś nad jeziorkiem miejsce na dzisiejszy nocleg. A tu jak to nad nadmorskimi jeziorkami w miejscach odludnych zero dostępu do wody. Wciąż słońce pali . Gorąco a w trawie w której mogliśmy się rozbić mnóstwo kleszczy. Zrzucamy z siebie po dwie sztuki tych pajęczaków i idziemy na przeciwległą stronę kanału. Tą nad morzem. Kanał lekko wyschnięty, nie łączy się z Bałtykiem. Zupełnie nie jest tutaj tak jak wtedy gdy walczyłem w tym miejscu o życie podczas spływu linią Bałtyku gdy cuma zakleszczyła mi się na palu falochronowym po wywrotce na sporych falach. Myślę że zanocujemy na piachu nad kanałem, bliżej morza niż jeziora, tylko zaczekamy na zachód słońca bo wciąż grzeje niemiłosiernie, a może też wyniosą się nieliczni spacerowicze. Zachód średni a miejsce puste. Do czasu. Przed północą dwie podchmielone parki przechodzą obok namiotu z okrzykiem „nie spać, zwiedzać”. Najwyraźniej idą pokąpać się w Bałtyku. Jakiś czas później obok namiotu przejeżdża quad na którym ktoś do kogoś mówi że ktoś tu nocuje. Nie wiem czy to legalny czy nie legalny przejazd. Odgłos maszyny oddala się kierując w stronę miasteczka plażą. Spokój. Jeszcze tylko powrót dwóch par z wiadomym okrzykiem i już do rana cichutko zważywszy na to że na Bałtyku wciąż flauta – zero w skali Bouforta ;-). Dziś przejechaliśmy 90 km.