Dzień 8
Kolejny piękny słoneczny poranek. Niedziela. Ruszamy o ósmej i po pięciu kilometrach jesteśmy przy plaży i przystani w Dąbkach. To tutaj wczoraj imprezowano. Były nawet słyszalne u nas odgłosy petard i sztucznych ogni. Dziś spokój. Robimy przerwę na śniadanie i jazda dalej.Po 15 km. przerwa lodowa w Darłowie. Krótka rozmowa z miłą panią lodziarką o spełnianiu marzeń i pomysłach na spędzanie urlopowego czasu no i dalej jazda. Z Darłowa wyjeżdżamy gładziutkim, nowiutkim i równiutkim asfalcikiem i tak się rozpędzamy (bo z górki), że gubimy szlak i darłowską latarnię morską omijamy. Po zorientowaniu się o pomyłce w trasie, jakoś nam się nie chce wracać pod górkę do miasta. Próbujemy dojechać do wybrzeża inną, najkrótszą drogą. Trochę pól, jedno wzniesienie i po pięciu kilometrach jesteśmy znowu blisko morskiego brzegu. Jest ładnie szczególnie gdy po lewej Bałtyk, a po prawej wody jeziora Kopań.Pedałujemy piętnaście kilometrów i jest Jarosławiec . Z wody, gdy płynąłem kajakiem miasteczko to nie wyglądało szczególnie zachęcająco by poświęcić mu dłuższą chwilę, z brzegu trasy rowerowej widoczki, tak na wodę i plażę, jak i na miasteczko z latarnią morską całkiem spoko. Duża plaża , tak zwany Jarosławiecki Dubaj. Chyba jej nie było gdy płynąłem.W miasteczku mnóstwo dzieciaków. Co i rusz z plaży wychodziły całe grupy kolonistów. Znak że zbliża się pora obiadowa. Robimy małą przerwę w cieniu i ruszamy dalej oddalając się od morza by w bezpiecznej odległości ominąć poligon wojskowy w Wicku Morskim. Ten objazd zajmuje nam trzydzieści kilometrów podczas których poznajemy młodego człowieka -rowerzystę Konrada jadącego w tym samym kierunku co my na podobnej trasie. Wybrzeżem Bałtyku. Miło się rozmawia, przez kilkanaście kilometrów jedziemy razem, po czym Konrad skręca na Starkowo chcąc poznać bliżej tą miejscowość, która (ponoć) słynna jest z pysznych śledzi przygotowywanych pod różną postacią i o różnych smakach. Nie jesteśmy super smakoszami śledziowymi dlatego my kierujemy się na Ustkę. Prowadzi tam super asfalcik biegnący wzdłuż głównej drogi który doprowadza nas do portu tego znanego miasteczka o 15,30.Chwila na zdjęcia i dalej w stronę Rowów. Dopiero podczas opisywania tego wyjazdu dopatrzyłem się na mapkach, że to Konrad pojechał szlakiem którego my usilnie próbowaliśmy się trzymać całą drogę (R-10), a my go znowu zgubiliśmy :-(. Ach te gładziutkie asfalciki ;-). Niestety standard rowerowego szlaku nieco podupada w porównaniu do tego z województwa zachodniopomorskiego, które opuściliśmy podczas dzisiejszego etapu. Są lasy z piaskiem nie pozwalającym na rowerową podróż. Musimy momentami prowadzić rowery a ostatnie pięć kilometrów przed Rowami szlak prowadzi po ażurowych płytach betonowych które nie były układane tutaj w przeciągu ostatnich kilku dekad. Raczej dużo wcześniej. Kiepska przyjemność z jazdy. Tuk, tuk, dup, dup. Ech :-(. Półtora kilometra przed Rowami spotykamy panią prowadzącą wypaśny nowiutki rowerek crossa w którym w jednym z kół uszło powietrze. Rowerek z wypożyczalni wczoraj do niej dostarczony. Pech. Pani nie miała telefonu do wypożyczalni, ale powiedziała że skoro wędruje już 10 km. to te 1,5 też dojdzie… Odjeżdżamy dojeżdżając do pola biwakowego sporo po osiemnastej. Zamieszkamy dziś w bardziej cywilizowanych warunkach, z prysznicem i wieloma gniazdkami elektrycznymi