Mijamy Martwą Wisłę bez zatrzymywania. Do Świbna i tamtejszego promu dojeżdżamy po osiemnastej. Prom na przeciwległym brzegu, musimy chwilę zaczekać.Nad Zatoką niebo jasne, ale naokoło nas zbierają się ciężkie, raczej burzowe chmury. Dzieje się to dosyć szybko. Udaje się nam przepromować na drugi brzeg gdy zaczyna padać, a gdy dobiegamy pod zadaszenie już leje. Trochę siara bo już dziewiętnasta, należałoby się gdzieś ulokować :-(. Żona pod daszkiem nie traci czasu. Szuka w internecie możliwości noclegowych w najbliższej okolicy. Słabe efekty poszukiwań. Nie ma miejsca na jedną noc lub holendarne ceny. Przed oczami na jednej z tablic jest numer z ofertą noclegu. Dzwonimy. Okazuje się że to Jantar. Jakieś trzy kilometry od nas i pan nas przyjmie do pokoiku w swoim pensjonacie za rozsądną cenę. Akurat troszkę ustaje deszcz. Ruszamy. Nim dojeżdżamy na miejsce leje ponownie a do odnalezionego pensjonatu w tej chwili łatwiej byłoby nam dopłynąć kajakiem niż dojechać.Jezioro na drodze, ale mamy dach nad głową, możliwość kąpieli i suche łóżko. Za oknem leje, wieje, błyska i grzmi. Ale fajnie że nie musimy rozbijać namiotu. Za nami dzisiaj 87 kilometrów. Dobranoc.