Mijam Koło z jego zamkowymi ruinami, dwa czynne promy i o dziewiętnastej kończę nie bardzo wiem gdzie. Na krowim pastwisku. Przepłynąłem niespełna siedemdziesiąt kilometrów widząc z daleka pierwszego orła na tegorocznej trasie :-). Po rozbiciu namiotu, przez chmury przedziera się jeszcze dość mocne słonko, które daje mi nadzieję na lepsze jutro ;-). Wykorzystuję je do podsuszenia mokrych ciuchów. Do zmroku spokojnie.