Zbieram się szybko bo nie pada, ale odgłosów drugiego brzegu mam już dosyć. Na wodzie o 8,30. Pochmurnie i wietrznie. Czasem mocniej, czasem lżej ale cały czas wieje, najczęściej w twarz. Pojawiły się wreszcie Bieliki. Udało się porobić kilka zdjęć, więc jestem zadowolony. Minąłem kolejnych kilka promów w tym ten w Dębnie obok którego nocowaliśmy miesiąc wcześniej po przepłynięciu przeze mnie Lutyni, której ujście mijam dwie godziny po dzisiejszym starcie. Kolejne 2,5 godziny i robię sobie chwilę przerwy od wiatru wychodząc na ładnej przystani w Gogolewie z dużym drewnianym kościołem położonym niezbyt daleko od brzegu. Nie idę jednak pooglądać. Szkoda mi czasu :-(. Ruszam w dalszą drogę, mijając po godzinie ujście kolejnej przepłyniętej w minioną majówkę rzeczki – Maskawy. Dochodzi czternasta. Po pięćdziesięciu pięciu kilometrach, o piętnastej czterdzieści dopłynąłem do miasta, które jak sądziłem jest stolicą numeru jeden wśród ogórków w Polsce. Do Śremu. Moje skojarzenie nie było trafne. Nigdzie nie doczytałem by ogórek śremski pochodził właśnie ze Śremu :-(