Poranek piękny, tak pod względem pogody, jak i mego stanu psychiki. Mam wszystko czego mi potrzeba do końca wyprawy która zaplanowana jest jeszcze na pięć dni. Jedzenie, picie, PRĄD :-). Po godzinie spokojnego wiosłowania mijam most łączący miejscowości Zielonagóra z Obrzyckiem. To tutaj kończyłem wyprawę pięć lat temu. Wkraczam na mniej zapamiętany fragment Warty, bo płynięty ostatnio w 2016 roku podczas wyprawy nazwanej przeze mnie „Ósemką...” Pojawiają się orły, więc znowu jestem happy ;-). Mijam w miarę nowy most obwodnicy Wronek i przed jedenastą same Wronki. Tam nowa kładka pieszo rowerowa, której budowę pamiętam z poprzedniej wyprawy. Ładna. Nad Wartą bulwary, Wronki zmieniły się na plus. Płynę dalej obserwując niebo zasłaniane coraz większą ilością chmur. Po godzinie mijam prom Wartosław-Krasnobrzeg przy całkowicie już zachmurzonym niebie wiejącym w twarz wietrze. Brzydzio :-(. Po pół godzinie kolejna przeprawa promowa Chojno-Karolewo i o dziwo, że tak szybko, coraz więcej błękitu na niebie. Wiatr jednak nie pozwala się rozpędzić i osiągnąć zamierzonego celu. Powinienem pływać wtedy gdy już kończę pływanie byłoby wtedy łatwiej . Kwadrans po czternastej mijam Sieraków. Miasteczko do którego dopłynąłem po raz pierwszy w 1991 roku z Konina (cztery dni) i to tutaj pozostawiłem kajak u dobrych ludzi na blisko miesiąc. Po miesiącu gdy wróciłem z Piotrkiem nocą w to miejsce by kontynuować spływ, rozbiliśmy się po przeciwnej stronie rzeki. Dokładnie w miejscu w którym od kilku lat znajduje się miejscowa Przystań Rzeczna. Przypadek?… :-). Za miastem nagle pojawia się ciemna chmura z której zaczyna nawet kropić deszcz. Jak szybko się pojawił, tak szybko się skończył nie mocząc mnie prawie w ogóle. No i fajnie. Gdyby jeszcze zelżał nieco wiatr byłbym zadowolony. Mijam kolejną, tym razem prywatną przystań w Chorzępowie, urządzoną troszkę z przymrużeniem oka w stylu świetności czasów minionych PRLu, a dalej następny prom. Ten łączy Zatom – Nowy ze Starym. Znowu w powietrzu pojawiają się orły, a na wysokości osady Aleksandrowo, z zabudowaniami które od strony rzeki nie zmieniają się od lat wyglądając dość ubogo, dziś przemieszcza się niezliczone stado owiec i baranów beczących na mnie, albo na siebie, albo do siebie. Nie wiem, ale jest ich bardzo dużo. Kwadrans przed siedemnastą mijam Międzychód. Płynąc dalej obserwuję bociany, stada krów, których jak mi się wydaje, nad Wartą chyba jest najwięcej w porównaniu do innych polskich najdłuższych rzek. Niebo napawające optymizmem skłania mnie do zakończenia dzisiejszego etapu po przepłynięciu 82 km. Jest po dziewiętnastej. Do Odry jeszcze 106 km. więc jeszcze jutro nie dopłynę :-(