No i się zaczęło. Wczesne śniadanie, bo już po szóstej ruszamy w drogę która dziś wyniesie przynajmniej 400 km. Najpierw do GABES . Taka tranzytowa miejscowość w której możemy skorzystać z WC i ewentualnie przespacerować się po miejscowym targowisku Jara, gdzie można kupić m.in. różne odmiany henny uprawianej w morskiej oazie w Gabes. Nie mamy zbyt wiele czasu ale pierwsze drobne zakupy poczynione ;-). Drugim przystankiem dzisiejszej trasy jest EL JEM. Tutaj zwiedzamy doskonale zachowane ruiny rzymskiego amfiteatru, uznawanego za trzeci pod względem wielkości tego typu obiekt w świecie starożytnym, który można było oglądać w oscarowej produkcji z 2000 roku pt.„Gladiator”. No i tutaj po raz pierwszy doświadczamy pierwszego afrykańskiego deszczu :-(. Na szczęście bardzo przelotnego. Spacerujemy jeszcze kilka minut po najbliższej okolicy i odjeżdżamy na obiad. Dobrze że blisko, bo w brzuchach już burczy ;-). Niby wokół pustynia a przy drodze jadłodajnia pod którą stoi pięć autokarów i wszyscy głodni. Przemysłówka, jak w Chinach, ale raz że szwedzki stół udało się opanować dosyć sprawnie i szybko, a i jedzonko całkiem smaczne. Po czternastej jedziemy na metę dzisiejszej podróży. Do miejscowości Sousse. Jesteśmy już o piętnastej możemy zatem pospacerować po Sousse Medina Souk. To wąskie uliczki starego miasta z mnóstwem stoisk i sklepików ze wszystkim co człowiek potrzebuje kupić. Mamy półtora godziny, coś tam zobaczymy po czym o siedemnastej dotrzemy do hotelu w którym pomieszkamy dwie noce. Fajnie. Hotel jak labirynt, trzeba mieć niezłą orientację by się odnaleźć, ale damy radę.