Dobrze że się wypogodziło bo jedziemy dalej, do sąsiedniej wioski SIDI BOU SAÏD, - odpowiedniczki greckiej Santorini z zabudowaniami mieniącymi się bielą i błękitem. Mamy czas na spacer uliczkami pięknie położonej nad Zatoką Tuniską osady i skosztowanie miejscowego smakołyku. Smażonych na poczekaniu na głębokim oleju, puszystych okrągłych pączków posypanych cukrem pudrem zwanych tu bambolini. W blasku zachodzącego słońca wracamy do SOUSSE gdzie już po zmroku mamy krótkie zwiedzanie starej części miasta i portu El Kantaoui gdzie można (ponoć) odnaleźć ślady punickiej, rzymskiej, bizantyjskiej i wczesnoarabskiej historii, no ale musiałoby być trochę jaśniej ;-) Na kolację wracamy do hotelu pouczyć się pokonywania jego korytarzy-labiryntów. Po kolacji idziemy zobaczyć co nieco morza, które znajduje się tuż za hotelowym basenem, i które wydaje się coraz mocniej wzburzone. Nie skorzystamy z niego dzisiaj ;-) Przejechaliśmy dziś około 330 km.