Śniadanie dziś o ludzkiej porze ;-). Pojedzeni ładujemy się w kilkanaście samochodów terenowych które zawiozą nas do pięknie położonych górskich oaz: CHEBIKA, położonej na granicy z Algierią, która w 1996 roku była plenerem hollywoodzkiej produkcji „Angielski pacjent”, nagrodzonej Oscarem i TAMERZA gdzie znajduje się Kanion Tamerza - cud natury słynący z pięknych krajobrazów, z urwistymi klifami, głębokimi wąwozami i malowniczym wodospadem, który spływa kaskadą do spokojnego basenu. Wędrujemy ścieżką prowadzącą nas pomiędzy unikalnymi formacjami skalnymi geologiczne mijając palmy z których pochodzą najlepsze daktyle w Tunezji „deglet nour” („palce światła”). Chwila czasu wolnego i ci którzy dokupili wycieczkę fakultatywną kontynuują wycieczkę terenówkami lecz teraz po pustyni- trasą rajdu Paryż-Dakar do Góry Wielbłąda, a następnie jeszcze bardziej w głąb pustyni, do miasteczka będącego oryginalną scenografią kultowej sagi „Gwiezdne Wojny”. Obowiązkowa sesja zdjęciowa przy resztkach starych budowli i wracamy do hotelu na obiad. Mamy trzy godziny wolne. Można skorzystać ze słonka i basenu, choć ja moczę tylko nogę do kostki i to mi wystarcza. Wybieram tylko słonko, choć kilku „morsów” w grupie mamy. Pływają. Moja żona też. Brrrrr. O szesnastej jedziemy na wycieczkę mającą być rekompensatą za wczorajszą wtopę z nie możnością dojechania do Monastyru. Jedziemy do miasteczka Nafta, to miasto i saharyjska oaza w środkowo-zachodniej Tunezji, przy północno-zachodnim krańcu Wielkiego Szottu, ok. 36 km na wschód od przejścia granicznego z Algierią w Hazwa. Nazywane miastem tysiąca kopuł. My tylu kopuł tu nie dostrzegamy, około godziny spacerujemy po wąskich uliczkach podobnych do medyny z widzianych wcześniej miast, lecz tutaj nie ma żadnych sklepików, a tylko domki mieszkalne. Nic szczególnego. Odjeżdżamy na punkt widokowy Corbeille de Nefta - naturalna depresja, wyjątkowe miejsce charakteryzujące się bujnym, zielonym gajem palmowym na tle surowej pustyni. Nazwa "Corbeille" tłumaczy się jako "kosz", co trafnie opisuje kształt zagłębienia tego miejsca przypominający misę. Mamy tu ponoć zobaczyć zachód słońca, ale ono zachodzi dokładnie za naszymi plecami i to za zabudowaniami więc słabo, choć udaje mi się zrobić ciekawe zdjęcie słońca ;-). Na koniec od chłopka kręcącego się obok nas kupuję tanią, malutką „różę pustyni” :-). Wracamy na pyszną jak dzień wcześniej kolację i odpoczynek przed ostatnim dniem objazdu, a przejechaliśmy dzisiaj w sumie ponad 200 km.