Drobne zakupy, pieczątka w Urzędzie Gminy, krótki wywiad o historii wyprawy dla sekretarza gminy i ruszam dalej przez otwarty akwen Zalewu Szczecińskiego kierując się na wlot w Kanał Piastowski.Wiatr na moje nieszczęście zaczął powiewać trochę mocniej tworząc dziwnie zderzające się fale.Bujany tak przez półtorej godziny dopłynąłem szczęśliwy do kanału.To był odcinek którego przed wyprawą najbardziej sie obawiałem i z pokonania którego byłem najbardziej zadowolony.Jako że było już po szesnastej a do morza jeszcze ponad 16 km. postanowiłem jednak dać sobie jeszcze jedną noc przed wpłynięciem na Bałtyk.Namiot rozbiłem (jak wyczytałem z telefonu) w parku zdrojowym w Świnoujściu co jednak nie było informacją precyzyjną.Ogromna rzesza komarów pozwoliła mi jedynie przez moskitierę podziwiać przeróżne jednostki płynace to w strone Szczecina , to w stronę morza.Ruch na kanale był dość duży i nie ustawał nawet nocą...