Dzień po rekordzie- popękane i opuchnięte wargi, wory pod oczami, odciski na dłoniach- nic za darmo :). Rozpoczynam pięć po 9 w pięknej słonecznej pogodzie, obserwując pół godzinki wcześniej odpływającego z wyspy mojego nocnego sąsiada. Woda bez zmian i po godzince doganiam "sąsiada" płynącego trzynasty dzień na dmuchanym kajaku od Kęt Sołą i dalej Wisłą. Dzisiaj kończy kilka kilometrów za Górą Kalwarią. Postanowił uzupełnić szlak rozpoczęty rok wcześniej a prowadzący od jego dzisiejszej mety do Bałtyku. Tak poza tym to bardziej "góral" niż wodniak.
"Mój" sklepik na 462 km. w Gusinie przestał istnieć, trzeba będzie znaleźć nowy, albo zakupy dopiero w stolicy:( . Jako że dziś piękna pogoda, dzika plaża nudystów przed Warszawą mocno zapełniona. Kończę dzisiaj o 17.30 po 63 kilometrach na 503km. czyli 8 km. przed WTW.