Po ponownym dzisiaj starcie widzę już zrujnowany budynek byłej torpedowni w Babich Dołach, mijam go i po następnych paruset metrach dopływam do remontowanego budynku który znajduje się w Gdyni Oksywiu, o czym dowiaduję się od pracujących tam budowlańców. Nieźle, ale wiem przynajmniej gdzie jestem, Informuję żonę że nie ma co na mnie czekać tam gdzie czeka, umawiamy się przy Westerplatte. Morze zaczyna bujać mocniej Przez trzy godziny w których mijam Gdynię, Sopot i Gdańsk uderzany jestem boczną falą około 3-4 stopnie B. i przed 17 dopływam do ujścia Motławy robiąc sobie ostatnia przerwę po jej lewej stronie, widzę pomnik na Westerplatte. To już chyba blisko, trzeba tylko pokonać tą falę przepływając wzdłuż Gdańskich portów. Jak się okazało to był dla mnie najtrudniejszy odcinek całej eskapady. Miałem obawy by pod falę która mną kołysała wypływać jeszcze dalej w morze, dlatego postanowiłem płynąc w niewielkiej odległości od portowego nadbrzeża, nie była to chyba najlepsza decyzja, bo fala odbijająca się od betonowego nabrzeża zderzając się z falą płynącą od morza tworzyła tak nieregularne trudne do kontrolowania fale wysokie na 1,5 metra z których kilka wręcz podrzuciła moją łupinkę w powietrze. Czułem się naprawdę zagrożony. Ten wyczerpujący końcowy odcinek zakończyłem w Gdańsku Stogach około 19,30. Szczęśliwy że przeżyłem, w ramach rozluźnienia i uspokojenia musiałem zająć się wymianą koła w samochodzie, gdyż szybko zaczęło schodzić z niego powietrze. Trudne zadanie jak zapomina się o zabraniu lewarka :). (powiodło się)