Dzisiejsza noc była chyba najzimniejszą, co chwilę budzę się szczękając zębami, w końcu to lato, nie zabrałem ciepłych ciuchów Gdy z ranka zaczyna przygrzewać słonko, zaczyna robić mi się błogo, zasypiam budząc się dziesięć przed dziewiątą. Łał. Muszę przyspieszyć. 9,30 startuję. Dziś najładniejszy dzień, słoneczny i prawie bezwietrzny do tego sobota, spotykam więc trzy grupy weekendowych kajakarzy, z których jedna grupka trzech męskich dwójek i jeden mixt, z tym że kapitan to facet, a majtek – dmuchana lala w kapoku. Okazuje się że panowie są na weekendzie kawalerskim, domyślam się który to szczęśliwiec . Golubski zamek podziwiam nie wysiadając z kajaka, gnając czym prędzej w stronę Wisły. Dzisiejszy dzień to 9 h. płynięcia z dystansem 62 km. Nie chcę płynąć dalej, bo za trzy kilometry przenoska w Lubiczu i coraz mniej miejsc możliwych do zanocowania. Do Wisły czternaście, a do mety 24. Zdążę