Wstaję przed siódmą, jak się okazuje obok mnie w nocy przybył jeden namiot, i jeden gostek śpiący na ławce. Załoga przyjaznego jachtu Papaj, jeszcze śpi, tak więc odpływam o ósmej nie budząc nikogo. Pogoda sprzyjająca, woda spokojna , o jedenastej dopływam do śluzy Miłomłyn, mijając po drodze rzadko widziane dzikie zwierze. To był wielbłąd spokojnie pasący się nad wodą. Kawałeczek dalej od kanału dojrzałem kopułę namiotu cyrkowego. W samo południe jestem przed ostatnią na mojej trasie śluzą – Zielona. Za nią dosyć spory ruch na wodzie, dużo jachtów i nawet ekipa na rowerku wodnym. Po trzynastej wpływam na jezioro Drwęckie i warunki całkowicie odmienne do tych na które trafiłem rok temu, pozwalają mi na dopłynięcie do wypływu Drwęcy w nieco ponad godzinę. Postanawiam zatem spenetrować wpływającą w Drwęckie nieco dalej, rzeczkę Iłga. Da się płynąć, tyle że nie takim kajakiem. Może kiedyś(?). Nade mną para bielików i kilka białych czapli.O piętnastej wpływam w Drwęcę. Pod mostem kolejowym w Samborowie jaz z blisko metrową różnicą poziomów. Ostatnia na trasie przeszkoda i wielki pech. Wychodząc na belkę jazu, przez którą chcę przerzucić kajak, nagle słyszę stuk , i widzę leżącą na belce na której stoję pokrywkę mego telefonu. A gdzie jest reszta? Nie wiem. Za belką około ½ metra wody, przed belką rzęsa wodna i nie wiem jaka głębokość. Wkładam rękę w rzęsę po łokieć i natrafiam na telefon. Ależ szczęście. Jedyny pech , to ten telefon odmierzał moje pływanie na Endomondo, które można było na żywo śledzić w Internecie. Miałem zapasowy (nowy) telefon do którego nie mogłem się przekonać od pół roku, notabene wodoodporny. Niestety , do niego nie pasowała moja obecna karta sim. Chciałem załączyć Endomondo, by trening zapisał się chociaż na serwerze, ale jak się okazało zalogowana na tej aplikacji była moja żona. Bym mógł się zalogować ja, potrzebny był dostęp do Internetu. Sim nie pasuje, kółko się zamyka. Płynę do znanego miejsca przy ujściu Iławki, z nadzieją że może tam uzyskam od kogoś jakąś pomoc. Jak na złość, w miejscu które jest dosyć popularne wśród kajakarzy, do którego dopływam po dziewiętnastej,dziś nie ma nikogo. Jestem niecierpliwy, próbuję rozebrać telefon łamiąc szybkę wyświetlacza :-( . Delikatnie susze go nad butlą gazową i przynosi to rezultaty. Dobry i zły. Zły to to że plastik lekko się przytapia, dobry telefon się załącza, ale poprzez pękniętą szybkę wyświetlacza nie działa dotyk. Nie mogę wbić pinu. Pozostaje ostatnia możliwość. Nożyk do tapet i próba docięcia mojej karty sim do odpowiedniego rozmiaru. Udało się. Mam kontakt ze światem i relacją on-line. Gdy już mam zamiar wejść na nocleg do namiotu, dopływa do mojego miejsca rodzinka dziadków z wnusią. Jak się okazuje dziadek to ojciec jednego z czołówki polskich długodystansowców. Przypłynęli tu z Samborowa, dowiezieni tam praktycznie prosto po maratonie Drawskim informując mnie jako jednego z pierwszych o wynikach. Jestem tego ciekaw, bo to właśnie po tym maratonie rok temu popłynąłem na Pętlę Toruńską. Późno już więc żegnamy się i wpadam do namiotu.