Tuż przed piętnastą odpływam z gościnnej warszawskiej przystani i płynąc przez "oblężone" przez turystów i spacerowiczów miasto, mijam je cykając kilkadziesiąt zdjęć. Nigdy wcześniej nie widziałem na brzegach Wisły w Warszawie a i za nią, tak wielu ludzi. Z pewnością przyczyniło się do tego dzisiejsze święto i fantastyczna pogoda. Rozluźniony, bo już właściwie bez celu, płynę spokojnie kończąc dzisiejszy dzień na dużej piaszczystej wyspie, powoli zarastającej trawą. Choć pod koniec dnia wiatr wieje mi w plecy, to nie korzystam z tego dobrodziejstwa, nie chcąc skończyć płynięcia w okolicach mostu pomiędzy Nowym Dworem Mazowieckim a Nowym Kazuniem.Do ujścia Narwi pozostało mi osiem kilometrów. Przepłynąłem dzisiaj 63 km. (endomondo 66,02), Zdążyłem rozbić namiot jeszcze przed zachodem słońca. Fajnie choć nie do końca, bo obok rozbitego namiotu widoczne są ślady motocyklowe,a właśnie dociera do mnie odgłos warczącego silnika (motocykla, lub quada). Warkot słychać przez kilkanaście minut z tego samego miejsca, tak sobie myślę że pewnie się zakopał i może się wycofa, no i tak też się stało. Nastąpił błogi spokój, mogłem kłaść się spać. :-)