Wypływam kwadrans przed siódmą, bo chcę zdążyć na śluzowanie o czternastej. Niebo całkowicie zachmurzone, ale za to prawie bezwietrznie. Stan ten trwa przez całe sześć godzin, które zajmuje mi dopłynięcie do śluzy. Chwilę przed dopłynięciem, mijam wracające z "Festiwalu Rzeki Wisły" w Toruniu zabytkowe jednostki pływające. Fajne. Śluzowanie za ponad godzinkę, mam więc czas na podładowanie baterii, a nawet spacer pod Krzyż upamiętniający męczeńską śmierć Jerzego Popiełuszki. Tuż po czternastej , z coraz śmielej wyglądającym zza chmur słonkiem nad głową, zostaję opuszczony prawie piętnaście metrów w dół i o piętnastej ruszam w stronę Ciechocinka. Robi się coraz ładniej, woda nieźle niesie, mijam Bobrowniki fotografując po raz pierwszy nie tylko ruiny zamku, ale również wrak widoczny przy odpowiednio niskiej - takiej jak dzisiaj - wodzie. Jeszcze tylko Nieszawa i ujście Mieni w które próbuję zajrzeć, ale widzę przed ostatnim jej zakrętem drzewo, więc rezygnuję z głębszych odwiedzin Mieni ;-) . O dziewiętnastej dopływam do tabliczki 710. Tu bez zmian, tradycyjnie mogę pozostać do rana, ładując wszelkie akumulatorki. Zamawiam piwko i ruszam rozbijać namiot. W tym samym momencie odwiedza mnie nowy (forumowy) kolega - Artur z Włocławka. Przyjechał do mnie na swoim fajnym, lekko zabytkowym motocyklu, a sakwy wypełnione miał przeróżnymi smakołykami którymi mnie obdarował. Były browary, konserwy, pączki, słoiczki z jedzonkiem, chlebek, pączki, własne ogórki i pomidory. Pychota. Dziękuję Arturze. Dwie godzinki szybko zleciało, Artur odjechał do siebie, a ja odjechałem do spania :-) (licznik pokonanego dziś szlaku Wisły: 77 km, endomondo 80,61 km. )