Dzisiaj rowerowa wycieczka do Rotterdamu. Miasta położonego w delcie Renu i Mozy zamieszkałego przez 610 tys. ludzi. Miasta posiadającego największy w Europie port morski. Miasta na które w 1940 roku w nalotach dywanowych Niemcy zrzucili 97 ton bomb, niszcząc je prawie w całości. Wymyśliłem sobie, że skoro mamy rowery, może nie najlepszej klasy ale jednak, to dojedziemy do Rotterdamu to około 15 km., a tam po cichutku dołączymy się do wycieczki rowerowej mając przed sobą przewodnika i pojeździmy tak jak w Amsterdamie, tylko za darmo :-). Na miejsce zbiórki dojechaliśmy kilka minut przed czasem, mijając wcześniej duży odród zoologiczny, w którym dojrzeć można było w jednym miejscu duże ptaki najpewniej pelikany. Ustawiliśmy się kilkadziesiąt metrów za miejscem zbiórki i czekaliśmy na jakiś ruch pod wskazanym adresem. Niestety nie doczekaliśmy się na takowy, choć wycieczki były (ponoć) wyprzedane.(?). Trzeba było uruchomić plan B, czyli samodzielne zwiedzanie na "czujny nos". Ruszyliśmy w stronę centrum przejeżdżając miejskimi uliczkami to tu to tam, mijając to i owo, dotarliśmy do stadionu Feijenoordu Rotterdam, gdzie zmieniliśmy kierunek na powrotny gdyż za nami było już prawie 30 kilometrów, a wciąż się oddalaliśmy. Na powrocie trafiliśmy do centrum z dziwnymi industrialnymi budynkami i targowiskiem miejskim nad którym roznosił się zapach sprzedawanych świeżych ryb.