Dzisiaj czeka nas znowu dłuuuuuuuga jazda, dlatego wyjeżdżamy już o szóstej rano. Pierwszy etap to 110 kilometrów do Parku Narodowego Ankarana. Tam z miejscowym przewodnikiem idziemy najpierw przez las przypominający dżunglę, gdzie możemy zobaczyć kilka gatunków ptaków, lemurów i jeszcze jakieś inne zwierzątka. Miały być jeszcze krokodyle, ale chyba nie o tej porze roku. Przechodzimy przez wyschniętą, ale widać że mocno górską (jeśli płynie) rzekę, i dochodzimy do wapiennych skał uformowanych w wyniku erozji w fantazyjne, nie ziemskie kształty.Ścieżką pomiędzy nimi dochodzimy do linowego mostu rozpiętego nad przepaścią. Jest troszkę adrenaliny, ale dajemy radę przejść go dwukrotnie. Za nim znajduje się jedynie zadaszone miejsce odpoczynkowe, gdzie po krótkiej przerwie zawracamy przechodząc właśnie po raz drugi przez ów atrakcyjny mostek. Od naszego busika dzieli nas prawie pięć kilometrów drogi pokonanej już dzisiaj w przeciwnym kierunku. Pora na obiad w miejscu w którym jedliśmy już cztery dni temu. To tuż obok wejścia do Parku. Robię szybki rekonesans i widzę zdjęcia ciekawszych miejsc parku. To wejścia do jaskiń, których na terenie parku znajduje się największa w Afryce sieć. My nie widzieliśmy żadnej, ale na to potrzeba zapewne więcej czasu. Widzę ludzi rozbijających namioty, oni chyba zobaczą jaskinie. Jemy obiad i odjeżdżamy w kierunku Ankify.