Drugi poranek znów ładny. Można i trzeba się zbierać i płynąć.Po kilku kilometrach dostrzegam kajakarza płynącego w moją stronę. Okazuje się , że rzeczywiście gość płynie z Warszawy do Supraśla pod prąd. W dłoniach dzierży wiosło grenlandzkie i po tym poznaje, że kiedyś go już spotkałem na Wiśle, którą na odcinku warszawskim, również płynął pod prąd. Ja dzisiaj planuję za Pułtusk. Po drodze dopada mnie burza, jest szybka i prawie bezgrzmotowa. jedynie obfity opad deszczu. Niektórzy na brzegach nawet nie wychodzą z wody, która w tym momencie ma temperaturę zupy. Po chwili znowu grzeje słonko.Po dziesięciu godzinach skręcam z głównego nurtu Narwi wpływając w miejską odnogę.Tam skręcam jeszcze raz, licząc że zobaczę Zamek - Dom Polonii od drugiej strony. Niestety dopływam do wrót bezpieczeństwa, które są zamknięte muszę zawracać napotykając pływającego sobie wpław bobra. Wracam na główny nurt.Jest już dosyć późno, mijam miejską plażę, mosty i ląduję tuż za miastem. Rozbijam się zatem tuż nim w ładnym miejscu przy starorzeczach. Za mną prawie osiemdziesiąt kilometrów w jedenaście godzin.