Po noclegu na polu biwakowym zamieszkanym chyba przez kilkaset osób, śniadanko i zostaję wywieziony pod Sobieszewski most. To już wprawdzie Gdańsk, ale ja chciałbym dopłynąć do najstarszego fragmentu miasta. Szczególnie że nigdy nie kończyłem żadnej wyprawy w tym mieście. Martwą Wisłą i Motławą pływałem z osobna. Startuję o dziewiątej, słonko za chmurkami i jakby słabszy wiatr, no tak dziś przecież kończę pływanie ;-). Przepływam dwa i pół kilometra i postanawiam wpłynąć w Śmiałą Wisłę. Słaby ten rok, niech będzie choć taki mały kawałek rzeki po której jeszcze nie pływałem. Po drodze Narodowe Centrum Żeglarstwa gdzie u kapitana jednej z łodzi zasięgam języka, czy mogę wypłynąć na morze bez żadnych nie miłych konsekwencji. Wolę być ostrożny bo wciąż pamiętam o mandacie za wypłynięcie na morze w 1994 roku :-(. Pan z łodzi mówi że nie powinienem mieć żadnych nieprzyjemności, tak więc postanawiam ziścić plan dopłynięcia Wisłą do morza, szczególnie że owo morze dzisiaj całkiem spokojne. Wypływam tak by w oddali zobaczyć plażę z której wczoraj podziwiałem zachód słońca, Gdańskie portowe żurawie też lepiej widoczne niż wczoraj bo o wiele bliżej. Kilka fotek i wracam na Martwą Wisłę. To trzy kilometry. Po kolejnych sześciu przepływam pod dużym mostem na DK 89, po kolejnym kilometrze w lewo Opływ Motławy, którym chciałem płynąć, ale dowiedziałem się że możliwa jest zamknięta zastawka i lepiej płynąć przez Polski Hak. To czynię. Za mostem Siennickim przy nabrzeżach duże statki, po kilometrze ostry zakręt w lewo w Motławę i dalej Kanałem na Stępce mijam po prawej stronie wyspę Ołowianka a dalej Gdańską Marinę. Na wodzie dużo kajaków na godziny i sporo przeróżnych łodzi i statków. Wyspę Spichrzów również zostawiam po prawej stronie i dopływam do Klubu Żabi Kruk w którym dzięki uprzejmości mojego znajomego z baaaaaaaaardzo starych czasów który użycza moim paniom kajaczek, którym wraz ze mną zwiedzą szybciutko gdańskie śródmieście. Płyniemy tą samą drogą którą tutaj dopłynąłem, a następnie skręcamy w lewo by Ołowiankę mieć po prawej ręce. Opływamy ją w koło i wracamy zostawiając po lewej wyspę Spichrzów. Obok gdańskiego żurawia w wodzie jakiś nowoczesny most obrotowy, a raczej kładka dla pieszych, która kilka godzin po naszym przepłynięciu zostaje udostępniona ludziom, o czym dowiaduję się następnego dnia z radia i Internetu :-). Wycieczka z dziewczynami trwa niespełna godzinę (nieco ponad cztery kilometry). Ciekawe i ładne widoki, ale na nas już pora. Do domu daleko a jutro do pracy :-( . Dziękuję Przemkowi S. za kajak dla dziewczyn i możliwość zakończenia wyprawy na jego terenie, a dziewczynom za przyjazd po mnie. Dziś przepłynąłem 25 km. czyli cała jedenastodniowa wyprawa powiększyła mój licznik przepłyniętych kilometrów o 890 :-).