Możemy wyjątkowo dłużej dzisiaj pospać bo śluza Kościuszko, od której dzieli nas ledwo dwa kilometry, śluzowania zaczyna o 9.30. Wypływamy zatem o dziewiątej, by kilka minut przed wyznaczonym czasem zostać opuszczonym cztery metry w dół. Zza chmur wyłania się słonko, ale zaczyna niestety wiać. Mijamy kilku trenujących wioślarzy, najpierw płynących pod prąd potem tak jak my, pod wiatr czyli z nurtem. O jedenastej jesteśmy na wysokości Wawelu. Sporo turystów, najwięcej przy ziejącym co kilka minut ogniem - wawelskim smoku. Za nim na prawym brzegu koło młyńskie i balon widokowy, później Kładka Ojca Bernatka , dalej ciągle leżąca na plecach z nogami do góry świnia i po pół godzinie ostatnia dziś pokonana w sposób taki do jakiego została wybudowana- śluza Dąbie. Różnica poziomów niezbyt duża, dziesięć minut od wpłynięcia do wypłynięcia i możemy walcząc z wiatrem wiosłować dalej ku szóstej na szlaku Wisły śluzie – Przewóz. Ta nazwę ma adekwatną do realiów jej pokonania. Jest zbyt niska woda by było inaczej. W grę wchodzi tylko obniesienie lub obwiezienie :-(. Przez tereny śluzy, niby krócej , ale kanał śluzowy bez wody i trzeba by brodzić w błocie przez jakieś trzysta metrów. Wybieramy obnoskę obok elektrowni. Zważywszy że od wczoraj nasze kajaki niewiele straciły na masie będzie to ciężka orka. I tak jest. Cała operacja zajmuje nam blisko półtora godziny. Wózek prawie nie wytrzymuje a na piaskowym odcinku jest wręcz nieprzydatny. Godzina 15,11 a my jesteśmy wreszcie w miejscu z którego najczęściej rozpoczynałem moje długodystansowe wędrówki Wisłą. 92 kilometr szlaku. Na niebie coraz więcej ciemnych chmur, a naokoło odgłosy burzy. Słabo. Trzy godziny zajmuje nam dopłynięcie do słynnego i mało bezpiecznego bystrza na wysokości Brzeska. Przy dzisiejszym stanie wody słabo widać bezpieczniejsze przejście. Ostatnio płynąłem prawą stroną, ale dziś wydaje mi się tam jakiś zbyt duży uskok. Wpływam na lewo w główny nurt bystrza i zalewa mnie prawie po szyję. W fartuchu kilkanaście litrów wody, ale jestem już bezpieczny. Oglądam się za Krystianem i widzę że stoi obok kajaka przed przeszkodą. Nie wiem co się dzieje. Za chwilę tracę go z oczu. Wybrał bardziej właściwą ścieżkę, tą po prawej stronie i przypływa suchy. Trzeba było tylko mocno lawirować by nie potrzaskać kajaka na kamolach. Obaj płyniemy na "szklakach" Zaczyna padać deszcz. To słaby finał dnia. Odpływamy jeszcze kawałek i awaryjnie postanawiamy zakończyć dzisiejsze płynięcie tuż przed mostem łączącym Nowe Brzesko z Ispiną. Za nami w sumie (od wczoraj) 120 km. Mój plan zakładał że dociągniemy dziś w okolicę 130 tego kilometra, ale ta przenoska i deszcz na koniec dnia trochę nas zmęczyły :-(. Krystian informuje mnie że dla niego to koniec całej podróży. Odnowiła mu się kontuzja kręgosłupa, a dzisiejsza nocka na kamienistej plaży na pewno nie pomoże mu się zregenerować :-(. Postanawiamy popłynąć jeszcze jutro wspólnie do ujścia Dunajca (około 40 km.) gdzie na spokojnie będzie mogła po niego podjechać żona. Idziemy spać a deszcz przestaje padać.