Wypływam o 4,45 by na czternastą zdążyć na śluzowanie we Włocławku. Wschodzącego słońca nie ma, ale nie ma też wiatru co w kontekście perspektywy przemierzania całego zalewu Włocławskiego jest super prognostykiem. O szóstej mijam stalowy płocki most i macham do kormoraniej wyspy naprzeciw ujścia Skrwy Północnej. Przepływam obok niej o ósmej. Kormoranów całe mnóstwo , a na wysuszonych przez nie drzewach dostrzegam gniazda z młodymi. Duże te gniazda. Jezioro, szczęśliwie dla mnie, dziś płaskie dzięki czemu przed trzynastą dopływam do śluzy. Wiem już że te trzy centymetry wody nie ubyło i będę prześluzowany. Muszę jedynie przeczekać tą godzinkę. Na lewym brzegu grzmi i kłębią się czarne chmury. Mam dzisiaj szczęście, nie moknę. O czternastej zaczynam być opuszczany około czternaście metrów w dół, co trwa pół godziny, a po wypłynięciu z kanału śluzowego zaczyna przebijać się nawet słońce. Mijam Włocławek. Tutaj przy ujściu Zgłowiączki widzę jak niski jest stan Wisły. Zdarzało się że wpływała w Wisłę bez uskoku, dziś uskok ma może nawet i dwa metry. Sporo. Wody mało ale rzeka łaskawa. Prawie bezwietrznie, więc się płynie. Po siedemnastej na wysokości Bobrownik z ruinami zamku nad Wisłą, na środku rzeki znowu mogę sfotografować resztki wraku zatopionego statku. Godzinę później , na wysokości Nieszawy oglądam ładunek umieszczony na barkach, według mnie czekających na wyższą wodę umożliwiającą transport w górę rzeki. Przyglądam się również jak radzi sobie bocznokołowy prom, który obecnie by dopłynąć na prawy brzeg musi omijać mieliznę blisko brzegu co jak widzę wymaga sporych umiejętności operatora. Płynę dalej a przed sobą widzę burzową chmurę i smugi deszczu które gdzieś na kogoś spadają. Do dzisiejszej mety mam jeszcze siedem kilometrów i boję się, że to właśnie tam leje. Żona sprawdza mi gdzie w tej chwili pada w mojej okolicy i w Ciechocinku do którego zmierzam raczej nie, natomiast w Toruniu który minę jutro, a do którego Wisłą jeszcze trzydzieści kilometrów właśnie pada. Uff, jak dobrze że dopiero tam. Chwilę po dziewiętnastej dobijam do brzegu pod tabliczką 710 doganiając tym samym mój plan wyprawy. Nareszcie. W tym roku są tutaj gospodarze obiektu, ale nie wiele rozmawiamy. Mam zgodę na przenocowanie i to mi wystarcza. Za mną 89 kilometrów a mój dzień na wodzie trwał 14.5 h. Na szczęście warunki miałem idealne podczas całego etapu. Planuję jutro pospać aż do szóstej piętnaście ;-) bo już jestem prawie spokojny o zrealizowanie planu wyprawy i zakończenie pływania na Bałtyckiej wodzie.