Po spokojnej nocy w nie najcieplejszy, i nie bezchmurny poranek ruszam na ostatni etap tegorocznej wędrówki o 8.30. Już po godzinie świeci na mnie słonko, nie ma wiatru a ja mijam Tczew. Zabytkowy most wciąż tylko nad połową rzeki. Kilometry dziś mi mijają dosyć szybko i łatwo. W samo południe mijam po prawej śluzę Gdańska Głowa. Pokonywałem ją rok temu płynąc wydłużoną Pętlę Toruńską, dziś odpuszczam i płynę dalej. Pół godziny później po lewej mijam śluzę Przegalina. Tą pokonywałem trzy lata wcześniej płynąc do Gdańska, więc dziś też odpuszczam. W oddali widzę już ostatnią przeprawę przez Wisłę : prom Świbno-Mikoszewo. Dopływam do niego w niespełna pół godziny, bo Wisła zaczyna dosyć mocno falować oczywiście w przeciwnym do mojego kierunku. Żona podesłała mi jakiś czas wcześniej zdjęcie na którym Bałtyk wygląda dosyć spokojnie, tak więc plan jest taki by dopłynąć do Jantara. Zdjęcie zdjęciem, ale po sfotografowaniu ostatniej wiślanej tabliczki kilometrażowej z numerem 941 przepływam z lewego na prawy brzeg ostatnich (przed ujściem) metrów rzeki i obok falochronu wschodniego wpływam na bałtyckie wody. Nie są one spokojne. Falowanie nie pozwala mi nawet pocykać zdjęć. Spoglądając na wschód widzę miejsce gdzie powinienem dopłynąć. Decyduję się na to. Jest godzina 13.30 a przede mną dystans około sześciu kilometrów pod północno wschodni wiatr i lekko boczną falę. Kilka z takich fal przelewa mi się bokiem przez kajak mocząc mnie prawie po czubek głowy. Widzę jednak że powoli zbliżam się do kresu wyprawy co udaje mi się po siedemdziesięciu minutach (według mnie) walki z morzem, której to walki specjalnie nie widać nawykonanych przez żonę zdjęciach :-(. Cel osiągnięty. Za mną 948 kilometrów przepłyniętych w ciągu jedenastu dni. Jestem zadowolony i szczęśliwy. Pora wracać do domu bo jutro rano do pracy :-(