Jadę z nawigacją dopóki nie każe mi wjechać do samotnego obejścia położonego na skraju skoszonego pola. Po dwóch próbach jazdy drogą prowadzącą w przeciwnym do zamierzonego, kierunku skręcam w pole z nadzieją dojechania przez nie do właściwej drogi. Niestety, na górce okazuje się, że trafiam na ogrodzenie którego końca nie widać z żadej strony. Jest za to tablica, że jest to teren wojskowy z zakazem wstępu . Nawigator tego nie widzi. Jadę wzdłuż ogrodzenia, aż do zakrętu i bardziej uczęszczanej drogi z której zjeżdżam w pola, tym razem nie skoszone, z nadzieją że dojadę do domostw które widzę w odległości kilkuset metrów. To był błąd. Od domów oddziela mnie wał linii kolejowej, a od wału jakiś ciek wodny który jest zbyt szeroki bym go pokonał z rowerem. Przedzieram się przez pole w kierunku drogi która mnie tu doprowadziła. Muszę pokonać rów z wodą w którym grzęźnie mi rower. Udaje mi się go uratować, ale jestem wymęczony taką trasą, która w połączeniu z nieprzespaną nocką i rosnącą z każdą godziną temperaturą znacznie odbiera mi siły. Gdy w końcu docieram do DK 22, dowiaduje się od policjantów schowanych tutaj z "suszarką", że za chwilę przede mną lotnisko wojskowe które lepiej ominąć trzymając się głównej trasy, która wciąż etapami jest remontowaną, a ruchem wahadłowym kieruje sygnalizacja świetlna. W miejscowości Stare Pole odjeżdżam wreszcie od trasy i kulam się do Elbląga. Miałem w planie przejazd obok najniższego punktu w Polsce w Raczkach Elbląskich, jednak perypetie dnia dzisiejszego i trasa którą jeszcze mam pokonać skłoniły mnie do wybrania najkrótszej drogi. Przez Elbląg zaczynam pedałować o trzynastej godzinie, a do mariny w Suchaczu, gdzie przy zimnym piwku czekają na mnie dziewczyny, docieram o 14.30. To najlepsza pora by zjeść obiadek, chwilę odpocząć i już w komplecie ruszyć w poszukiwaniu noclegu. Plan jest taki,by dotrzeć do "Świętego Kamienia" nad Zalewem Wiślanych w granicach Tolkmicka. Udaje się to jeszcze za dnia ;-) , ale miejsce zasiedziane przez kilka młodych osób odpoczywających przy ognisku. To miejsce do którego szerokim torem dojeżdżają również drezyny napędzane przez rowerzystów pedałujących na dwóch rowerkach będących "silnikami" drezyny z Tolkmicka i z Fromborka. Dziś już na szczęście nie przyjadą. O dwudziestej pakujemy się w namiot nie zważając na ewentualne komentarze sąsiadów o zgredach chodzących spać w wakacje o tak wczesnej porze, lecz my już marzymy o odpoczynku.