Geoblog.pl    piti628    Podróże     Blisko 1200 km szlakami rowerowymi D-12 i R 10 + R 9    Do Tczewa
Zwiń mapę
2022
02
lip

Do Tczewa

 
Polska
Polska, Tczew
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 797 km
 
Dzień 14.

Ostatni a zarazem pełen wrażeń i przygód. Budzi nas deszcz. Doba hotelowa trwa do dziesiątej a prognozy mówią że może po jedenastej przestanie padać. Miły gospodarz zgadza się byśmy przeczekali deszcz w swoim pokoiku. Startujemy tuż przed jedenastą. Nie pada jest pochmurnie. Wbijam w nawigację trasę do Tczewa i ruszamy. Najpierw główną drogą w stronę Mikoszewa a obok wyprzedzające nas samochody. Nawigator każe skręcać z głównej co posłusznie czynimy. Kilkadziesiąt metrów i ogrodzone gospodarstwo rolne. Brama otwarta więc jedziemy. Na zakręcie wprost pod samochód terenowy. Na szczęście refleks obu kierujących był na najwyższym poziomie, ale kierowca auta jednak się zainteresował co tu robimy. Po wyjaśnieniach odjechał oznajmiając że to prywatne gospodarstwo a do Tczewa prowadzi droga. No oczywiście, ale skoro odjechał a nam się udało tu wjechać jedną bramą, to może uda się wyjechać jakąś inną. Miałem rację. Udało się i teraz jedziemy po ażurowych, ale nie ogrodzonych, prywatnych płytach. Średnio komfortowa drogą, no ale przecież już ostatnią. Ponad pięć kilometrów po tych betonikach a kolejne dziesięć po szosie prowadzącej przez okoliczne żuławskie wioski do mostu nad Wisłą w Kiezmarku.Jest most z drogą ekspresową S7, ale jest też taki ze ścieżką rowerową. Za mostem trafiamy na przystań rowerową za którą widzimy nie kończący się czerwony asfalcik (tartan ?) ułożony na wiślanych wałach. To nim dojedziemy do Tczewa? To trasa R-9 popularna Wiślanka. Znaki w odwrotnym kierunku informują że do Świbna dziesięć a do Gdańska dwadzieścia siedem kilometrów. Ciekawe jaka jest ta trasa, bo ta na którą właśnie wjechaliśmy już po siedmiu kilometrach nam sią kończy kolejną ładną przystanią rowerową w Giemlicach.Dalej niestety znane betoniki dlatego (między innymi) odjeżdżamy na Steblewo, gdzie chcemy zobaczyć ruiny największego kościoła na Żuławach Gdańskich.Po sfotografowaniu owego obiektu wracamy na wałowy szlak Wiślanki. Pola, betoniki, ale już po pół godzince wjeżdżamy na wał czerwoną, ulubioną nawierzchnią, która doprowadzi nas do samych obrzeży Tczewa.Kawałeczek dróżki przez miasto i wjeżdżamy na Bulwar Nadwiślański a tam mnóstwo ludzi z małymi flagami państwowymi, jacyś żołnierze. Telewizja. Pytam jedną z osób co tu za impreza się szykuje, a tu podobno w odwiedziny premier naszego kraju się wybiera. My kręcimy się chwilę obok tczewskiego portu po czym wracamy tam gdzie ludzie i faktycznie jest Morawiecki. Coś tam przemawia ale słabo słychać, sporo gwizdów i krzyków. Robimy jakąś fotkę i jedziemy na miasto.Kręcimy się po nim dość długo, bo do pociągu mamy z sześć godzin. W okolicy starego rynku natrafiamy na bar mleczny z (podobno) dobrym i obfitym jedzonkiem za nie najwyższe pieniążki. Postanawiamy spróbować ale jest za pięć szesnasta a dzisiaj bar czynny do szesnastej. Możemy jedynie zabrać coś na wynos. Korzystamy z tej możliwości i jemy na schodkach naprzeciw baru. Dobre. Możemy znowu gdzieś jechać i znowu jedziemy nad Wisłę. Są tam leżaki, powylegujemy się troszkę.Czas jednak płynie wolniej niż rzeka, odjeżdżamy. Zaglądamy do przydrożnego kościoła, a tam za chwilę niedzielna msza w sobotę. Skorzystamy. Po mszy jedziemy w okolice dworca, gdzie mnóstwo młodzieży i estrada rozstawiona pod Galerią Kociewską. Nikt już nie śpiewa, ale małolaty wykrzykują ” Dawid, Dawid…” Okazuje się że przed chwilą zakończył tu swój występ Dawid Kwiatkowski. Jeszcze przez chwilę można go było dojrzeć gdy rozdawał autografy i tyle co myśmy skorzystali. Znudzeni idziemy na dworzec i nasz peron, by już w pełnym spokoju odczekać blisko trzy godziny na właściwy pociąg. Za nami dzisiaj 53 kilometry rowerowania. Niepokojące komunikaty coraz bardziej szczypią mnie w uszy. Każdy dalekobieżny skład już na starcie, bo jadący ledwo z Gdyni ma opóźnienie. I to nie małe, od trzydziestu do nawet osiemdziesięciu minut. :-(. Czekamy z niecierpliwością. Nasz pociąg ma jechać z Helu, przez kawałek Warmii i Mazur i takim małym zygzakiem z północy na południe aż do czeskiego Bohumina. Jest w końcu komunikat. Opóźnienie trzydzieści minut. Ech. Czekamy i wjeżdża spóźniony 40 minut.W przedziale rowerowym przygotowanym na piętnaście rowerów, jest ich już dwadzieścia. Ciekawostka. Miejsca dla ludzi tylko z rezerwacją, a rower ledwo zmieszczony. Konduktor nie wie, będzie powoli szukał właścicieli. Pierwsze trzy przystanki muszę mieć włączone czuwanie, bo nasze rowery zastawiają dostęp do wiszących które nie wiadomo gdzie będą wysadzane. Wiem że na trzeciej stacji, w Toruniu wysiądą dwa rowerki i w ich miejsce wstawię nasze. Udaje mi się to i mogę wreszcie usiąść i spokojnie podrzemać aż do Sosnowca w którym wysiądziemy. Pociąg do końca nie odrobił opóźnienia, konduktor nie sprawdzał biletów, tym samym nie wiedząc kto przewiózł sobie rowerek za darmo. My o siódmej rano startujemy na ostatni, nieco ponad ośmiokilometrowy odcinek naszej wyprawy – do domu :-). Niedziela przeznaczona na odpoczynek a jutro powrót do pracy. Koniec urlopu…Udanego urlopu :-)









 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
piti628
Kowboj
zwiedził 17.5% świata (35 państw)
Zasoby: 1781 wpisów1781 18 komentarzy18 10973 zdjęcia10973 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
15.11.2023 - 30.11.2023