Chwilę po południu otwierają się drzwi do stojącego już od jakiegoś czasu na płycie, samolotu . Okazuje się że Boeing 737 dziś nie będzie w pełni zapełniony. Praktycznie w każdym sześcioosobowym rzędzie siedzą tylko cztery osoby. I fajnie, mniej fajne jedynie jest to, że miejsce o które prosiłem miało być przy oknie, a ja dostałem w tak dziwnym rzędzie (jedenastym), tuż przed skrzydłem ale bez okna, widzę jedynie przez pół okienka. Pasażer przede mną może wyglądać przez dwa. Ehh. Startujemy o trzynastej, a już po pół godzinie serwowany jest obiadek z serniczkowym deserem. Miło, zważywszy że po komentarzach internetowych dotyczących przewoźnika Fly Dubai, mówiących że to jeden z gorszych na globie, zabraliśmy na drogę kilka kanapek a tu taka niespodzianka. Podczas sześciogodzinnego lotu , częstowani byliśmy również napojami zimnymi lub ciepłymi, dlatego my w ogóle nie podpisujemy się pod złymi opiniami tej linii lotniczej. A wręcz przeciwnie. Pochwalimy ją. Podczas lądowania mogę troszkę pooglądać przez moje pół okienka oświetlony Dubaj. Tu już prawie godzina 22. Dobrze że do hotelu zaledwie kilka kilometrów. No a i tak w pokoju jesteśmy pół godziny przed północą. Przed nami szybka noc, bo już o 6,30 śniadanie i wyjazd na zwiedzanie. Plusem jest to, że śpimy tu trzy dni, minusem - że za oknem ruchliwa wielopasmowa droga i linia naziemnego metra kursującego do późnej nocy i od wczesnego poranka punktualnie co cztery minuty.