Ranek mocno wieje i dużo chmur więc czym prędzej na wodę (7,50) , postanawiam wpłynąć w kanał którym kilometr płynę do jeziora Bartążęk jedna fotka i powrót na Rudą Wodę. Tu zaczyna padać deszcz. Intensywne opady co jakiś czas słabną by ponownie być silnymi i takie okoliczności przyrody towarzyszą mi aż do godziny piętnastej, akurat do jazu pod mostem kolejowym na Drwęcy. Jaz niestety spiętrza wodę o jakieś pól metra, zmuszając mnie do gimnastyki z przerzutem kajaka na drugą stronę. Akurat górą przemyka intercity. Moment, aż strach pomyśleć co by było gdybym czytając przewodniki przeprawiał się górą przez tory… Ogólnie woda w Drwęcy wydaje mi się być niższą niż dwa lata wcześniej, ale i tak fajnie niesie, wypatruję po drodze rzeczkę Gizelę, która kiedyś była rzeką graniczną. Udaje mi się nawet w nią wpłynąć jedynie na długość kajaka, potem jest za ostry zakręt bym mógł się w niego zmieścić. Rzeka bardzo wartka i niestety dosyć brudna, co widać przez najbliższych kilka kilometrów na Drwęcy. Kończę zaraz za ujściem Iławki przeganiając wcześniej dwie z czterech kanadyjek z których drugie dwie organizują sobie już biwak w wymyślonym przezemnie miejscu. Jest na tyle miejsca że zostajemy sąsiadami. Trochę porozmawialiśmy, poczęstowali mnie kociołkową potrawą i żegnam się bo robi się ciemno. Oni planują Iławkę pod prąd , ja mam swoje jakieś jeszcze 165 km.