Przez nocnych imprezowiczów, którzy zwinęli swoje obozowisko (łącznie z dwoma namiotami) o 3,30 i zniknęli nam z pola widzenia a przede wszystkim słyszenia pospaliśmy dziś godzinkę dłużej niż zwykle, a obudziło nas ostre słonko natarczywie próbujące przebić się przez powłokę naszego namiotu. Temperatura ledwie 14 st., ale słonko robiło swoje. Ciesząc się taką aurą szybko ruszamy w stronę Alty. Mijamy po drodze pomnik ku czci francuskich obrońców Norwegii z czasów wojny, później miasteczko, w którym zamieniam miejscami tylne koła w naszym samochodzie (okazuje się, że zebrało cały zewnętrzny bieżnik na prawym kole, a ja zapomniałem nawet lewarka :( Stresik już do końca podróży... Na trasie pojawia się obozowisko Lapońskie z kilkoma namiotami z pamiątkami i zupą z renifera za 25 euro za porcję. Jedziemy dalej między górami i różnymi wodami , w tym po odpływowymi zbiornikami wodnymi