Poranek bez zmian dalej pada, czyżby w Finlandii nie było słońca? I tak aż do trzynastej, o której to docieramy do wioski Świętego Mikołaja przekraczając jednocześnie granicę północnego koła podbiegunowego. Po blisko 30 godzinach większego lub mniejszego deszczu opady ustają. Pozwala nam to na dłuższe odwiedziny wioski świętego jak również jego samego (akurat jest w domu). Osobisty fotograf robi nam fotkę przy boku Mikołaja, za którą przy wyjściu można lub nie, zapłacić 25 euro. Nastrój w całej wiosce składającej się z kilku budynków, w których znajduje się mnóstwo sklepików ze świątecznymi gadżetami, również świąteczny, brakuje tylko śniegu. Słychać nawet kolędy. Spacerujemy dwie godziny, po czym udajemy się w stronę toru samochodowego gdzie dwie godziny wcześniej widzieliśmy dużo samochodów. Teraz było ich już mniej, a okazuje się, że kończy się właśnie jakaś międzynarodowa wystawa psów rasowych. Udaje nam się jednak zobaczyć kilka ładnych piesków i kilka ciekawych okazów, mało do psów podobnych. Po tym doświadczeniu obiadek i podjazd pod Santa Park, o tej porze już nie czynny, ale ścieżką można wyjść na jego dach, czyli na górę widokową, z której widoczna jest panorama Rovaniemi. Dostrzegliśmy również skocznie narciarską, więc to nasz punkt orientacyjny, do którego ruszamy. Młodzi skoczkowie trenują, więc znowu możemy troszkę poobserwować. Później pod Muzeum Arktyki, też nieczynne, więc krótki spacer po ciepłym mieście i ruszamy w stronę Oulu. Wychodzi słonko a my kotwiczymy w zatoczce na rzece Kemijoki. Pojawia się nawet plan przepłynięcia się jutro tą rzeczką uchodzącą do zatoki Botnickiej. Jest 18st.C. Szok :-)