Dwie godziny później jesteśmy już w Litwie a jeszcze godzinkę później mamy już "domek" w okolicznym lasku około 150 km. przed Wilnem. Jest już ciemno, a w oddali słychać śpiewy, muzykę a w końcu sztuczne ognie. Chyba będzie jutro weselisko (?). Bardzo ciepła noc i słoneczny poranek, ostatni zagraniczny w tej podróży, bez marudzenia ruszamy do Wilna, które zaczynamy zwiedzać o jedenastej. Miasto opustoszałe, ciche i gorące. Troszkę błądzimy spacerując, bo dużo zabytków, ale szeroko porozrzucanych po czterech wzgórzach. Udaje nam się dużo zobaczyć, może więcej niż z wycieczką, których mijamy bardzo dużo i w większości polskojęzycznych. Jest sobota, w każdym kościele ślub, w każdej cerkwi chrzest. Księża mają żniwa :). Co do zachwytów, to jak dla nas to najmniej ciekawe z miast oglądanych w czasie ostatnich czterech dni, może przez ten terenowy rozrzut, a może to już przesyt spowodowany tempem -czwarta stolica w czwarty dzień? Tutaj jednak spotykamy najwięcej polskich akcentów i z polską związanych. Bardzo podoba nam się katedra i widok z zamkowego wzgórza. Chodzimy pięć godzin w pełnym słońcu (32 st.C w cieniu!) i postanawiamy kończyć wycieczkę. Przejazdem oglądamy jeszcze Troki, w których kłębią się tabuny ludzi, zapełniających każdy kawałek trawki nad jeziorami i już prosto do kraju. O dziewiętnastej witaj Polsko!!! Po drodze do Łomży gdzie szykuje się już grill, mijamy stare znajome nazwy i kąty jak Sejny, Marycha, Frącki, Czarna Hańcza, Augustów i wreszcie o 20.15 Łomża.