Gdy stukanie na chwilę ustaje około siódmej rano, postanawiam wykorzystać ten moment i zebrać się szybko, by móc popłynąć dalej. Udaje mi się jedynie znieść do kajaka swoje manatki, gdy deszcz zaczyna padać od nowa.I niestety nie ustaje podczas pakowania rzeczy w kajak i składania przemoczonego namiotu. Ruszam z nadzieją , że może w ciągu dnia deszcz mi odpuści. Zdążył już przez noc podnieść poziom Warty o 10 cm. Dobrze, że chociaż wiatr mi sprzyja, dmuchając od czasu do czasu w plecy, dzięki czemu moja średnia prędkość dochodzi do 9 km/h. Po przepłynięciu blisko pięćdziesięciu kilometrów w ciągłym deszczu, robię sobie wreszcie przerwę pod mostem przed Śremem. Nawet nie wychodzę na brzeg. Wrzucam w siebie na szybko przygotowane wczoraj kanapki i nagle dostrzegam nadpływający z góry rzeki ponton ratowników i jacht motorowy, a gdy przepływają pod moim mostem wyjaśnia się czemu płyną dosyć wolno. Oni asekurują płynącego wpław człowieka. Jak się okazało brał on udział w sztafecie charytatywnej pod nazwą „Dzieciaki – hojraki” w której pływacy mieli do pokonania 500 km. i pływali tak już od dwóch dni. Pływak bez żadnego specjalnego stroju chyba nie marzł, bo temperatura wody to 22 st.C. Ja przemoczony deszczem miałem gorzej… Po minięciu Śremu do którego pływała sztafeta, pojawił się jeszcze orzeł bielik, ale warunki nie pozwalały na fotografowanie. Zmienił się również kierunek płynięcia i dotąd sprzyjający wiatr przestał już takim być. Wiał z przeciwka niosąc prawie poziomo prosto w oczy wielkie krople deszczu. Po blisko dwóch godzinach płynięcia w tych nie miłych i trudnych warunkach postanowiłem zakończyć dzisiejsze płynięcie. Było mi już po prostu zimno i niczym nie potrafiłem tego zmienić. Myślałem nawet o dopłynięciu gdzieś gdzie blisko rzeki będzie jakieś gospodarstwo, by móc schronić się przed nie ustającym deszczem i silnym wiatrem, ale nie przypominałem sobie by na tym odcinku dało się natrafić na takie gospodarstwo. Pojawił się za to dość ładny kawałek lądu z trawką na wysokim brzegu i tutaj postanowiłem pozostać. Wypakowywanie manatków trzęsącymi się z zimna rękoma i w deszczu nie jest łatwą sztuką. Wpadłem na pomysł by ubrać się w 240 litrowy worek foliowy i był to strzał w dychę, bo od razu zrobiło mi się cieplej, mogłem rozpakować kajak pod tym foliowym zadaszeniem. Pozostało rozbić namiot, który mimo tego że złożyłem go mokrym, na szczęście nie zaczął przeciekać. Użyłem jedną z koszulek do wytarcia do sucha podłogi i mogłem wreszcie się schronić. A na zewnątrz leje i wieje momentami porywiście. To był najkrótszy (czasowo) do tej pory odcinek, podczas którego w ciągu 8 godzin przepłynąłem 66 km.Na brzegach mimo niepogody sporo wędkarzy, i jedna grupa kajakarzy. Kajaków wprawdzie nie widziałem, ale mówili że zbierają się do drogi z zamiarem dopłynięcia do Poznania. Ja też miałem taki zamiar i nie udało się. Im chyba też, bo już więcej ich nie widziałem. Do Noteci pozostało mi 209 km.Mogłem za to iść wcześniej spać, a nagle jak za pstryknięciem , może koło północy zrobiło się cichutko. Ustał wiatr i przestało padać.