Dziś słonko do namiotu zaczęło się „wdzierać” bardzo wcześnie rano, dlatego szybko się spakowałem i o 7,20 wypłynąłem w stronę Wisły. Ujściowy ostatni kilometr Brdy i już jestem na wodach „królowej”. Jakiś czas obijałem się, robiąc zdjęcia, i różne inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy, aż usłyszałem za sobą dźwięk uderzanych o wodę wioseł. Okazało się, że dogoniła mnie męska osada płynąca na 54 letnim, pięknie zregenerowanym niemieckim kajaku składanym. Jak się okazało panowie również płynęli pętlę Toruńską , a to był ich drugi poranek na wodzie. Zaczęli wczoraj w Toruniu. Co ciekawsze okazali się moimi ziomkami. Była to śląsko-zagłębiowska osada. Płynęliśmy obok siebie rozprawiając o różnych ciekawych tematach blisko trzy godziny, ale gdy już potrzebowali rozprostowania nóg na jakimś przyjaznym brzegu, ja się pożegnałem i popłynąłem dalej sam. Na niebie znowu dostrzegłem orła, a na łasze piasku stadko ponad dwudziestu żurawi. Po czternastej zaczęło mocniej wiać, akurat dopływałem do Grudziądza. Wiatr zaczął tworzyć na Wiśle grzywacze i dziwne odbijające się o siebie klaszczące fale. Jest ciężko, ale póki widzę że brzegi obok jednak się przesuwają, nie poddaję się i walczę z wiatrem. Siły na tą walkę starcza mi do 19,30. Przepłynąłem tego dnia 93 km. a nocuję przy resztkach filarów starego mostu przed Kiezmarkiem.