Lecimy nocą z Okęcia na Nosy Be - wyspę Madagaskaru na której znajduje się jedno z dwóch lotnisk w tym kraju, mogących przyjąć tego typu samoloty. Dziesięciogodzinna podróż była dosyć przyjemna. Nie dali nam umrzeć z głodu ani pragnienia. Madagaskar wita nas ponad trzydziestostopniowym upałem a każdy urzędnik i policjant na powitanie wyciąga rękę po dobrowolny datek. Wielu od wielu dostaje wiele i przez to nie muszą stać w kolejkach do urzędników. My stoimy, a po półtorej godzinie wychodzimy z lotniskowego baraku. Trzysta osób rozdzielonych zostaje na dwanaście busików rozwożących ich wszystkich tam gdzie sobie wymyślili, zaplanowali i zażyczyli. My jedziemy jedenaście kilometrów w głąb wyspy, do hotelu "Bel Hotel". Hotel jak hotel, szału na nas nie zrobił. Pokoiki malutkie, w środku gorąco, klimatyzacja bez pilota, kibel bez deski sedesowej i co gorsza bez dopływu wody. Awaria. Po nie udanych próbach naprawczych dostajemy inny pokój, deski nie ma, ale woda i klima już tak. Przeżyjemy. To w końcu tylko jedna noc.