Geoblog.pl    piti628    Podróże    Wisłą z Krakowa do Gdańska 890 km.    Dzień 5 start na kilometrze 430
Zwiń mapę
2020
27
lip

Dzień 5 start na kilometrze 430

 
Polska
Polska, Kępa Kiełpińska
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 325 km
 
Dzisiejsze płynięcie rozpoczynam godzinkę wcześniej niż dotychczas. O 7,30, a to po to by dopłynąć do stolicy i nie utknąć w niej na noc. Jeszcze się dobrze nie rozkręciłem a już muszę wygrzebać z wora mój lepszy aparat, bo widzę znajome kształty ;-). To parka bielików, ale fajne rozpoczęcie dnia, szczególnie że udaje się „upolować” je aparatem. Dzisiejsze niebo pokryte delikatnymi chmurkami więc słońce mimo gorącego dnia nie dokucza. Dokuczają za to meszki, których dzisiaj pojawiło się wielkie mnóstwo. To cena pływania praktycznie po bezwietrznej Wiśle już piąty dzień z kolei. Po dwóch i pół godzinie od startu dostrzegam pierwsze ujście Wilgi, to przekop który przy obecnym stanie wody jest nie do przepłynięcia. Obserwuję zatem uważnie prawy brzeg, bo bardzo mi zależy by w tym roku trafić we właściwe ujście tej rzeczki. To dlatego, że chciałbym wreszcie mieć czyste sumienie. W roku 2011 pod koniec października płynąc nią z Garwolina brakło mi dnia by dopłynąć do ujścia. Z rozpędu całą rzeczkę zamalowałem na mojej mapce i bardzo mi to ciążyło. Każde moje płynięcie Wisłą przypominało mi o tym fakcie, ale za każdym razem nie udawało mi się trafić w jej ujście. Dziś skupiony trafiam. Kwadrans po miniętym wczśniej przekopie. Zaczynam płyniecie w górę Wilgi. Najpierw wąsko, dalej rozlewiska na których lekko błądzę, jest sarenka , zimorodek, pierwsze na tej wyprawie łabędzie i… mnóstwo meszek i komarów. Muszę szybko machać wiosłem by nie zostać zjedzony ;-) Rzeczka coraz szybsza i kręta, znak że coraz bardziej zbliżam się do miejsca w którym zakończyłem płynięcie w roku 2011. Gdy robi się już tak ciasno że ciężko mi wyrobić na zakręcie a mapy pokazują jakieś pięćset metrów do ostatniego jazu na Wildze, postanawiam zawrócić. Okazuje się że te dziewięć lat temu wcale nie zostało mi tak mało do ujścia, dziś namachałem cztery kilometry. Odwrót i sprint, bo moja poranna godzinka już została stracona (choć stracona to złe słowo w tym przypadku). Ten mały „skok w bok” zabrał mi półtorej godziny. Wpadając na Wisłę ledwo się rozpędziłem a tu znowu potrzeba wyjęcia aparatu. Sarenka na brzegu :-). Szybka fotka i heja dalej, w ciągu dwóch godzin osiągam Górę Kalwarię. Tutaj już mogę bardziej przewidywalnie obliczyć czas potrzebny mi na dopłynięcie do stolicy. Choć nie do końca , bo słyszałem że budowa mostu na pięćsetnym kilometrze może mnie zmusić do obnoszenia. Mijam Kalwaryjskie mosty i po godzinie prom w Gassach. Wisła jakby przyspieszyła i tak po kolejnej godzinie jestem już przy tablicy ostrzegającej o przeszkodzie i zamkniętym szlaku. Most na kilometrze 500. Udaje się jednak bezproblemowo pod nim przepłynąć i dobrze, bo teraz mogę już zadzwonić do Darka Ł. Komandora corocznego wiosennego długodystansowego wyścigu kajakowego na Pilicy „Wielka Siła 115 km.”. Darek dowiedziawszy się że będę płynął przez Warszawę zaproponował mi dostawę niezbędnych artykułów do dalszej wyprawy. Jesteśmy umówieni na 17,30 a jesteśmy pięć minut przed czasem. Zimne piwko, słodka bułeczka, woda mineralna i chlebek. Mogę kontynuować spływ :-). Darek przywozi mi jeszcze mocnego power banka, bo żaliłem się że mam już końcówkę kajakowej elektryczności i będę planował przerwę jutro w Czerwińsku. Wygląda na to że już do morza nie będę musiał się zatrzymywać. Tylko na nocleg :-). Dziękuję Darek. Chwila rozmowy obok mostu Poniatowskiego i mija nam pół godzinki. Przy pożegnaniu zaczyna kapać z jednej chmury kręcącej się nad Warszawą od jakiegoś czasu. Darek biegnie do auta, a ja odpływam kilkanaście metrów pod most oblężony przez młodzież, która przed deszczem obsiadywała okoliczne trawniki, ledwo się pod mostem mieszczą. Do wody na szczęście nie wchodzą ;-). Leje jak z cebra i trwa to już pół godziny. Jest 18,30 czas ucieka a ja wciąż w Warszawie na 511 kilometrze. Kiepsko. Nade mną chmura, ale przede mną słońce. Ubieram przeciwdeszczową kurtkę i ruszam. Na głowę leje, w oczy świeci, obok mnie tęcza, będzie dobrze. Pod następnym mostem dostrzegam motorówkę policyjną z włączonymi „kogutami” ale z powodu deszczu nie zwracam na nią większej uwagi. Następnego dnia czytam w Internecie, że pod mostem w stolicy znaleziono zwłoki człowieka. Znowu byłem blisko :-(. Teraz już się nie zatrzymuję, mijam Kanał Żerański odpływając spod opadowej chmury i uciekając od zgiełku wielkiego miasta, wyprzedzam jeszcze gościa na kajaku dmuchanym wypatrując przy okazji pierwszego lepszego miejsca nadającego się na biwak. Znajduję takie na wysokości Kępy Kiełpińskiej. Jest już po dwudziestej. Zanocuję na wysepce na kilometrze 532 a za mną dzisiaj 110 km.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
piti628
Kowboj
zwiedził 17.5% świata (35 państw)
Zasoby: 1781 wpisów1781 18 komentarzy18 10973 zdjęcia10973 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
15.11.2023 - 30.11.2023