Zarwana nocka, bo choć sam lot trwał niespełna cztery godziny, to minęliśmy kolejne dwie strefy czasowe co zmusiło nas do przesunięcia zegarków dwie godziny do przodu. Za to czeka nas zdecydowanie lepsze od dotychczasowych siedmiu, śniadanko serwowane przez polską obsługę w niezbyt oddalonym od lotniska hotelu Sheraton w Toronto.