Moje miejsce noclegowe, było dosyć „łyse”, nie osłonięte od wiatru który rankiem postanowił mnie obudzić. W sukurs wiatrowi przyszło jeszcze stado krów i chmury na niebie. To sprawiło że na wodzie znalazłem się już o siódmej rano. Rzeka jakoś niosła, pogoda się poprawiała. Dopłynąwszy do Santoka postanowiłem sprawdzić moc Noteci, i tak podpłynięcie pod prąd do mostu zajęło mi 5 minut, powrót siłą nurtu tego samego odcinka 7 minut. Dystans to około pięćset metrów. Po tej krótkiej wycieczce w górę i w dół Noteci, jak również po wcześniejszych namowach żony, postanawiam płynąć dalej z prądem, czyli do Odry i dalej do Szczecina. Do Gorzowa rzeka jeszcze płynie, w mieście robię krótką przerwę na zakupy i pewien tego że już niczego nie potrzebuję ruszam dalej. Płynie się coraz wolniej, a za Świerkocinem praktycznie po wodzie stojącej. Od około 21 km do ujścia przez około 10 km co rusz rzeka większymi lub mniejszymi warkoczami zaczęła się przelewać na tereny rozlewiskowe Postomii. To teren rezerwatu ornitologicznego Ujście Warty i jak kilka lat temu płynąc tędy skarżyłem się na bardzo małe ilości zauważonego ptactwa, tak teraz ptactwa spotkałem niezliczone ilości- szczególnie żurawi, białe czaple, czarny bocian, a na jednym z odpływów rzeki dojrzałem szopa pracza, podobno „Ujście Warty” to jedno z dwóch miejsc w Polsce gdzie można go spotkać. Ostatnie 10 km Warty to prawdziwie stojąca woda, mijam Kostrzyn i myślę o biwaku przy ujściu. Niestety smród z oczyszczalni każe płynąć dalej i tak z powodu coraz szybszego końca dnia wynajduję kawałek suchego miejsca na rozlewiskach Odrzańskich wyrównując tym samym mój wczorajszy rekord 112 km/dzień. Późnym wieczorem dopada mnie dość mocna burza, i opady deszczu aż do rana. Rozbity na polnej drodze przenoszę się w namiocie na górkę, w dolnych partiach mój domek pływa.