…a po nocy przychodzi dzień… i jest bardzo wietrznie. Na przemian chmury i słońce, ale przynajmniej nie pada. Jadę pod most. Spotykam tam kajakarza, którego poznaję po koszulce, jaką ja również posiadam, a jest to dosyć wyjątkowa koszulka, bo z ubiegłorocznego maratonu „Wielka Siła” 115 km. po Pilicy. Z maratonu się nie kojarzymy, ale z forum kajakarzy i owszem. To kolega Pączek z Bydgoszczy. Poznaje mnie z kolegą Luksferem z Toruńskiej agencji kajakowej” Zwinka” który zarządza przystanią kajakową „Na Pograniczu” w Elgiszewie. Gościnny nowy znajomy pozwala mi się przygotować do startu, po czym podwozi mnie w miejsce w którym załatwione mam pozostawienie transportowca na okres nawet trzech tygodni. Szukając takowego w Internecie, pisałem do najbardziej (chyba) „wypasionej” instytucji hotelowej w okolicy, ale odzew był raczej mało mnie satysfakcjonujący. Natrafiłem jednak na ofertę gospodarstwa agroturystycznego Orzechowy Jar, z którego Pani w odpowiedzi na mego emeila z prośbą o bezinteresowne pozostawienie auta na czas wyprawy, odpowiedziała :”Nie ma sprawy, proszę przyjeżdżać”. Pani wprawdzie nie miałem okazji poznać, ani podziękować osobiście, bo zajął się mną jej brat, który autko kazał mi ustawić w suchym , zacienionym garażu w którym przestało całą moją nieobecność. Pani i Panu jeszcze raz serdecznie dziękuję. Wystartowałem o godzinie dziesiątej, poinformowany jeszcze przez Pączka o remoncie dwóch śluz za Bydgoszczą , co lekko popsuło mi humor, bo śluzowanie planuję na jutro, a mój wypakowany po brzegi kajak waży obecnie około 90 kg. O tym jaki jest ciężki przekonuję się już po paru godzinach , gdzie przed Lubiczem muszę pokonać dwie przenoski. W innych latach trafiałem na nie na końcu pętli Toruńskiej więc nie były one dla mnie problemem, przeciągałem kajak po trawie. Dziś nie dawałem rady w ten sposób. Uruchomiłem wózek który mało co się nie rozleciał pod tym ciężarem. Udało się jednak i o 14,40 wpływam na Wisłę. Ta wita mnie twarzowym wiatrem który raz mocniej , raz słabiej dokucza mi prawie do końca dnia. Po minięciu Torunia wiatr przynosi dodatkowo dwa deszczyki, które mnie przemaczają i nie dają przyjemności z płynięcia, kończę zatem po dziesięciu godzinach kawałeczek za Solcem Kujawskim. Jestem mokry i zniesmaczony. Do ujścia Brdy mam 7 km. a za sobą dziś nieco ponad 68 km.