Nocka we Wrocławiu upłynęła spokojnie i dosyć cicho, poranek niestety znowu pochmurny i mało zachęcający. Załączyłem Endomondo w zapasowym, w pełni naładowanym telefonie, i ruszyłem wzdłuż Widawy do mostów na DK 98. Tutaj postanawiam przez miasto dojechać do brzegu Odry, by wzdłuż niej pokonać resztę miasta. Sprawdzam aplikację, a tu nic. Zarejestrowała tylko pierwsze pokonane metry. Nie fajnie. Wracam do starego telefonu i już wiem, że dzisiaj muszę gdzieś doładować baterie. Dwanaście kilometrów jazdy wzdłuż Odry i już jestem pod Rędzińskim mostem.Jeszcze dwa kilometry fajną ścieżką i kolejne dwa po końskich łbach, starej poniemieckiej drodze, po której jazda to całkowita masakra. Przewracały się we mnie wszystkie wnętrzności ale udało się. Dotarłem do asfaltówki. Wprawdzie w remoncie , ale i tak było lepiej niż przed chwilą. Minąłem Widawę i wpakowałem się na tereny kopalni. Na szczęście można było tamtędy przejechać, by dojechać do drogi głównej. Również z nazwy.Dalsze kilometry upływały już łatwiej, po ośmiu kilometrach Uraz – wieś nad Odrą, a po kolejnych dwunastu pokonanych wzdłuż DK 341 Brzeg Dolny. Chwila jazdy po miejskim parku i szukam rynku. Mam nadzieję na jakąś jadłodajnię. Niestety na rynku trafiam jedynie na chińską knajpę, a nie mam akurat ochoty na chińszczyznę. Odjeżdżam głodny i z coraz bardziej rozładowaną baterią w telefonie