Miałem nadzieje, że dzisiaj obudzi mnie wreszcie słonko. Niestety znowu pochmurno. Ale mam podładowane telefony i power bank. Będzie dobrze. Jadę, a w drodze coraz mocniej przeszkadza mi wiatr. Trudno rozwinąć zadowalającą prędkość. Zawsze coś. Dobrze że dróżka jakoś mnie prowadzi, i nie miał nawet na to negatywnego wpływu widok leżącej przy krawężniku (chyba) nie żywej żmii zygzakowatej.W Ciechanowie przejeżdżam nad Odrą, i teraz aż do Głogowa będę miał rzekę po prawej stronie. Bliżej lub dalej, lecz częściej dalej. Na niebie słoneczko, więc git i siny wiatr w twarz czyli „gita” nie ma. Mijam opuszczone duże gospodarstwo rolne przez środek którego przebiega droga z trylinki, półtora kilometra od wcześniejszej miejscowości i dwa i pół do kolejnej. Ciekawie.Jadąc tą drogą natrafiam jeszcze na nie znaną budowlę, do której nie mam się którędy dostać. Nie wiem co to jest.Budowla nad rzeką Czarna wpływającej do Odry w Głogowie. Wiatr nie odpuszcza, nie dam rady głodny dojechać do Głogowa. Natrafiam na nową jadłodajnie ze świeżymi daniami obiadowymi na wjeździe do miejscowości Pęcław. Miła obsługa i smaczny tani obiadek dodają mi sił na dalszą drogę i tak na sześćdziesiątym przejechanym dzisiaj kilometrze trafia mi się wreszcie Głogów. Objeżdżam starówkę, robiąc kilka zdjęć i ruszam w dalszą drogę.