Ekipa mojego brzegu planowała start na 6,30 tak więc ja postanawiam ich dogonić a nie zrywać się tak wcześnie. Tradycyjnie ich start lekko się opóźnia, gdy schodzą na wodę ja wstaję a startuję o 7,50. Mijam Ognicę a o 9,30 Widuchową i pierwszych dogonionych. Ci akurat na brzegu :-). Tuż przed południem dobijamy do plaży w Gryfinie mijając wcześniej kolegę płynącego w przeciwnym kierunku, który nie specjalnie chce się do nas przyłączyć. Siedzimy sobie na plaży czekając na resztę ekipy, a spotkany wcześniej kolega dopływa z innej strony niż by się można było spodziewać. Okazuje się że zrobił sobie jakieś kółko pomiędzy odnogami Odry. Gdybym wiedział przyłączyłbym się do niego i poznał jakąś nie pływaną jeszcze przeze mnie ścieżkę. Może kiedyś, bo kolega ofiarowuje mi przewodnik po okolicznych wodach. Fajnie. Dziękuję. Tutaj też żegnamy innego kolegę płynącego z grupą od początku. Uroczystość rodzinna nie pozwala mu zostać z nami do końca. Ładnie nas jednak żegna. Na drogę kilka wielopaków schłodzonego trunku i buteleczka czegoś mocniejszego na wieczór. Fajny gest. Dziękujemy. Przerwa trwa ponad godzinę, ale pora ruszyć dalej w stronę Szczecina. To jeszcze z trzydzieści kilometrów :-). O piętnastej robimy krótką przerwę. Na niebie coraz więcej chmurek z których gdzieś już kropi deszcz. Ruszamy płynąc dalej Odrą Wschodnią, później Regalicą, a tuż przed mostem zwodzonym oglądanym w takim stanie chyba po raz ostatni (ma być burzony i odbudowywany czy coś…? ) , skręcamy w lewo w Kanał Leśny (Odyńca). Nim obok bazy postojowej barek i plaży w Dziewokliczu obok której łapie nas lekki deszczyk, po trzech i pół kilometrze skręt w prawo na Odrę Zachodnią a nią ostatnia sześcio kilometrowa (prawie) prosta obok Wyspy Akademickiej, Wyspy Zielonej, Szczecińskiej Wenecji, obok Dworca Głównego i Szczecińskich Bulwarów aż do Wyspy Grodzkiej, Dźwigozaurów i Diabelskiego Młyna naprzeciw którego przyjdzie nam dzisiaj zanocować. Będzie wesoło, przecież tak lubię ciszę w nocy :-( . Po zmroku dopływają do nas trzej koledzy z okolic Leszna. Lokują się na tej samej wyspie co my, tylko bliżej Odry Zachodniej, a my pod mostem, a dokładnie pod kładką łączącą naszą wyspę Grodzką z Łasztownią. Miejscem żyjącym całą dobę – głośno żyjącym ;-) .
Przepłynęliśmy dzisiaj 58 kilometrów już praktycznie po stojącej wodzie i nasz kolega SUPowiec też to zrobił. Nie wiem czy to wielka sztuka ;-) , ale Gość w tym roku kończy 68 lat, więc odpowiedź jest tylko jedna – WIELKA SZTUKA i tak samo wielki szacun. Kolega nas jednak opuszcza bo wzywają go obowiązki rodzinne, a hałas wesołego miasteczka trwa do północy. Uff. Wykorzystuję chwilę ciszy zaszywając się w namiocie. To była naprawdę chwila, bo po północy zaczęła się dyskoteka, a może dopiero zaczęła być słyszalna? Nie wiem, wiem że trwała prawie do rana, a o szóstej mieliśmy pobudkę ponieważ o siódmej umówieni byliśmy z eskortą WOPRu, która będzie nam towarzyszyć podczas ostatniego już pływania – do Trzebieży.