Po śniadaniu wybieramy się na wycieczkę, jak się okazuje prawie jak większość ekipy z naszego autokaru. Najpierw minivanem który zatrzymuje się na machnięcie ręki i na dzwoneczek na żądanie końca podróży, za co bez względu na odległość zapłacić trzeba 10 Bathów czyli około 1,30 pln. :-), W porcie wsiadamy na prom, którym wraz z kilkudziesięcioma, jeśli nie kilkuset osobami popłyniemy na pobliską wyspę Ko Lan. Rejs trwa około trzech kwadransów a kosztuje tylko 4 pln. :-) . Na wyspie przemieszczamy się miejscowymi transportowcami by poznać trzy z pięciu wyspowych plaż. Tutaj piaseczek na plaży ma biały kolor i generalnie jest ładniej niż na stałym lądzie w Pattayi. Jest bardzo gorąco, co mimo pobytu w pobliżu wody, szczególnie dla mnie (przeziębienie), jest dziś dosyć wyczerpujące. Spędzamy na wyspie pięć godzin. Żona troszkę snurkuje fotografując małe rybki, a ja odchorowuję pociąg :-(. Na koniec odwiedzamy jakiś opuszczony ośrodek z kilkoma domkami w których spokojnie można by zanocować. Są łóżka , pościel, meble i potwierane drzwi…Wracamy do portu zaglądając po drodze do położonej tuż obok niego, buddyjskiej świątyni - Wat Mai Samraan. Gdy prom zapełnia się ludźmi, wracamy na stały ląd. Jeszcze krótki spacer po najsłynniejszej, i najczęściej odwiedzanej (ale raczej po zmroku) ulicy Pattayi -Walking Sreet, i wracamy do hotelu.